czwartek, 30 lipca 2015

Statystyki awaryjności aut to bzdura...

...a przynajmniej te, które ostatnio znalazłem w internecie. Przeglądając różne artykuły, które pojawiły się w ostatnich miesiącac w internecie starałem się zwracać uwagę na te najbardziej poczytne oraz najczęściej komentowane. Ponieważ zaś rozglądamy się za drugim samochodem dla Fundacji, uznałem, że dobrze będzie przyjrzeć się kwestii awaryjności. I wiecie co? Gdybym nie wiedział paru rzeczy sam z siebie, pewnie czułbym się głupszy niż zanim zacząłem to sprawdzać. 
Jest wiele osób, które o samochodzie mają takie pojęcie, że jeździ i skręca. I że trzeba do niego wlać benzynę, żeby ruszył. Czasem mam wrażenie, że pierwsze obowiązkowe przeglądy są tylko po to, żeby wyrobić w kierowcach nawyk zmiany oleju (a znam przypadki, że osoby nie będące w temacie zajeżdżały kilkuletnie auta jeżdżąc "na sucho"). Kiedy diagnosta samochodowy podbija nam przegląd, powinien też sprawdzać poziom oleju w samochodzie i kartkę z datą ostatniej wymiany. Swoją drogą - to jest zadanie domowe dla Was na dziś - sprawdzić, co mówi kartka (jest pod maską, przyczepiona plastikową zipką na przewodach) na temat kolejnej wymiany oleju. Jeśli jej nie macie, nie odwiedzajcie ponownie ostatniego serwisu, gdzie to robiliście. Lenie tam pracują.
Wracając jednak do tematu awaryjności. Wyobraźcie sobie, że chcecie kupić używane auto. W tym celu wpisujecie w Google czy innym Bingu statystyki awaryjności, a tam szok. Terror. Skandal, wstyd, oszustwo i sensacja w jednym - najgorzej wypadają europejskie marki premium, które w potocznych rozmowach są przecież dla nas synonimem niezawodności.
A przynajmniej ja tak przeczytałem. Przecierając oczy ze zdumienia przeczytałem cały artykuł, w który autor trąbił i zatrważających kosztach i częstych wizytach w serwisie. Dopiero na końcu mimochodem wyjaśnił, że owe statystki opracowano w oparciu nie tylko częstotliwości usterek, ale i cen wymiany podstawowych podzespołów. Jaki z tego morał? Na szczycie listy figurował na przykład Bentley, gdzie wymiana spalonej żarówki to koszt Hondy Civic.
Czego dowiedzieliście się z takiej statystyki? Właściwie niczego, bo jeżeli chcecie kupić używany samochód, lepiej wiedzieć, jak często będzie Was zmuszał do korzystania z autobusu. Drenaż kieszeni jest na drugim miejscu.
Posiadałem w swoim życiu aut kilka, ale najbardziej w pamięć zapały mi dwa. Jeden, to Mercedes, który według wyżej wymienionego zestawienia powinien być koszmarnie awaryjny. To prawda, gdyby coś w nim zdechło, pewnie zapłaciłbym za to fortunę. Ale nie zdechło. Przez cały okres, kiedy go posiadałem nie przydarzyło mu się właściwie nic. Wymieniłem akumulator. Wielkie mi mecyje.
Miałem także Land Rovera. Dni, które spędziłem w nim prowadząc go można policzyć na palcach jednej ręki drwala o słabym refleksie. Co prawda większość awarii kosztowała mnie około 100-200 złotych, jednak samochód ten miał nieprawdopodobny potencjał, jeżeli chodzi o wynajdywanie sobie nowych usterek.
Jaki jest morał z tej historii? Zamiast sprawdzać rankingi (które przygotował ktoś na czyjeś zlecenie i pewnie nie robił tego za darmo, więc mógł uwzględnić takie aspekty, jakie mu pasowały), poczytajcie na forach opinie użytkowników. Sprawdźcie, ile podobnych aut jest na portalach z ogłoszeniami, a ile... w szrotach. Czasami nawet niewielka dostępność części może o czymś świadczyć - na przykład o tym, że mało jest trupów do przeszczepu.
O ile mi wiadomo samochodem, który najdłużej dzierżył miano najmniej awaryjnego, jest Toyota Corolla VIII generacji - żaden z właścicieli, których znam, nie chce sprzedawać tego auta.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy.

sobota, 25 lipca 2015

Akcja #jasnasprawa wspólnie z Whitebox

Wspólnie z firmą Whitebox dbamy o dobrą widoczność wszystkich uczestników ruchu drogowego. Współpraca rozpoczęła się dzięki akcji Bezpieczny Klient, którą Whitebox prowadził dla swoich klientów, dbając o to, by każdy miał możliwość nabycia akcesoriów odblaskowych po preferencyjnych cenach. Dzięki objęciu patronatu przez Fundację "Kapitan Światełko" nad akcją Bezpieczny Klient narodziła się siostrzana inicjatywa - #jasnasprawa. 
Od 2014 roku poruszając się po zmroku poza terenem zabudowanym mamy obowiązek posiadania odblasków. Przepis ten jednak jest bagatelizowany lub wręcz ignorowany, ponieważ z perspektywy pieszego różnica jest właściwie niezauważalna. Informacje o tym z ilu metrów widać człowieka posiadającego odblaski a z ilu takiego bez nich, nie przemawiają do wyobraźni.
Przeprowadziliśmy mały test wykorzystując odblaski stworzone wspólnie z Whitebox - rezultaty są widoczne na zdjęciach. Pieszy posiadający akcesoria odblaskowe jest widoczny jeszcze przed linią świateł mijania samochodu, a więc pozostawia nam, kierowcom, dużo więcej czasu na reakcję, ominięcie i zwolnienie.
Możesz zobaczyć też film, który nakręciliśmy.
Takich zdjęć i filmów w sieci jest jednak bardzo wiele, a mimo to część użytkowników dróg nadal odblasków nie posiada. Dlatego też wspólnie z Whitebox wyszliśmy na ulice i rozdajemy odblaski. Każdy z nich oznaczony jest specjalnym kodem QR, dzięki któremu można od razu trafić na informację o tym, dlaczego ów odblask znalazł się na Twoim rowerze i czemu jest on tak ważny. Więcej ciekawych i praktycznych akcesoriów odblaskowych można nabyć na stronie Whitebox.

Współpraca z Whitebox to nie tylko odblaski, ale także wsparcie programów edukacyjnych naszej Fundacji. Kupując zestawy akcesoriów odblaskowych od Whitebox masz pewność, że część zysku z każdego z nich pozwala nam na organizowanie zajęć z pierwszej pomocy w sytuacjach wypadków drogowych dla młodzieży.


Wszystkie zdjęcia: Fundacja "Kapitan Światełko"

poniedziałek, 6 lipca 2015

Hovding - FAQ

Pokazywaliśmy już Hovding w wielu różnych miejscach przy wielu różnych okazjach, za każdym razem zapisując wszystkie pytania, jakie nam zadajecie na temat "niewidzialnego" kasku rowerowego. Jeśli nie wiesz w ogóle, czym jest Hovding spieszymy z wyjaśnieniem - to kołnierz, który zakłada się zamiast kasku. W razie wypadku pompuje on poduszkę powietrzną w kształcie kasku, która ochrania całą głowę rowerzysty. Więcej podstawowych informacji znajdziesz pod tym linkiem.
Skoro wszyscy wiedzą już mniej więcej, jak Hovding działa, pozwólcie, że odpowiemy na te pytania, które dotąd padały najczęściej. Jeśli w czasie lektury nasunie Ci się jakaś wątpliwość, napisz komentarz - odpowiemy na wszystkie kwestie. Dla jasności dodamy, że odpowiedzi to nie nasze domysły - otrzymaliśmy je od BikeID, wyłącznego dystrybutora Hovding w Polsce, w wielu przypadkach nawet po konsultacjach z samym producentem.

Jak to możliwe, że Hovding ma certyfikat jak kask?

Hovding ma oznaczenie CE, bo spełnia normy ochrony głowy tak samo jak inne kaski. Właściwie nie tak samo - niemal trzy razy lepiej. Udowodniono, że przy crash-testach z użyciem manekinów sprawdza się zdecydowanie lepiej niż tradycyjne kaski. Dokumenty potwierdzające certyfikację znajdziesz pod tym i tym linkiem.

Czy można ogłuchnąć w momencie "wystrzału" poduszki?

Oczywiście, że nie. Poduszki powietrzne nie robią huku aż tak dużego, by mogły powodować utratę słuchu. Gdyby otwarcie się kasku mogło mieć jakikolwiek wpływ na słuch użytkownika, Hovding nie otrzymałby certyfikacji.

Czy ten kołnierz mnie nie udusi?

Znów - gdyby było ryzyko uduszenia, nie byłoby certyfikatu. Kołnierz usztywnia szyję, żeby ograniczyć możliwość uszkodzenia kręgosłupa, działa więc jak połączenie kasku z tzw. neck-brace'em. Po około 30s ciśnienie w poduszce się zmniejsza, aby można ją było łatwiej ściągnąć, a przy tym przestaje również usztywniać szyję. Pół minuty to optymalny czas, by ochronić naszą głowę przy więcej niż jednym uderzeniu i jednocześnie nie powodować długotrwałego ucisku na szyję.

Czy dzieci też mogą jeździć w Hovding?

Nie ma kołnierza dla dzieci, ponieważ ich ruchliwość jest zupełnie inna niż dorosłych. Hovding działa bazując na porównaniu odczytu czujników z wprowadzonymi scenariuszami rozmaitych wypadków i uderzeń, które zostały przygotowane w oparciu o wiele lat badań najczęstszych wypadków osób dorosłych. 

Jaka jest rozmiarówka?

Kaski tradycyjne kupuje się w oparciu o obwód głowy. Hovding kupuje się w zależności od obwodu szyi. Rozmiar S jest rekomendowany dla osób o obwodzie szyi mniejszym niż 36cm. Rozmiar M przeznaczony jest dla osób o obwodzie szyi od 34 do 42cm. Jeśli masz większy obwód szyi, musisz zaczekać aż pojawi się rozmiar L (z tego, co wiemy, ma się to wydarzyć wkrótce w tym sezonie).

Czemu Hovding nie zasłania całej głowy razem z twarzą?

Poduszka i wypełniony powietrzem kask zostały zaprojektowane nie tylko dlatego, że ktoś sobie tak wymyślił, ale także ze względu na przeprowadzone przez lata badania i testy. Kształt poduszki został zaprojektowany tak, że chroni całą głowę podobnie jak kaski freeride'owe typu full-face, ale nie zasłania twarzy, aby nie przerażać użytkownika. Wyobrażasz sobie, że nagle nic nie widzisz, bo mlecznobiała powłoka zasłania Ci twarz i nos? No właśnie...

Czemu strefa na uszach nie ma komory powietrznej?

Wynika to z konstrukcji samej poduszki - uszy są doskonale chronione, ponieważ strefy wypełniane powietrzem są zarówno nad jak i pod nimi. W toku testów udowodniono, że Hovding chroni również uszy i właściwie nie jest możliwa sytuacja, w której upadniemy tak, że akurat w ucho nam się coś stanie.

Czy można korzystać ze słuchawek jeżdżąc z Hovding?

Powiedzmy sobie szczerze - jeżdżenie w słuchawkach na rowerze nie jest bezpieczne, bo odbieramy sobie zmysł, którym możemy monitorować otoczenie i wykrywać zagrożenia. Przy użyciu dousznych słuchawek zostaną po prostu przykryte poduszką, zaś słuchawki z pałąkiem, zasłaniające nam uszy, zostaną zsunięte do przodu przez błyskawicznie napełniający się kask, który zasłania naszą głowę od tyłu do przodu, poniżej jednej dziesiątej sekundy. Niemniej, nie jeździj w słuchawkach, Nigdy. Prosimy.

Jak mam na sobie kołnierz, to nie mogę mieć czapki?

Czapka, tak samo jak słuchawki w akapicie powyżej, zsunie się, kiedy poduszka będzie się otwierać. Szaliki najlepiej owijać sobie wokół szyi pod kołnierzem, albo, jeśli chcemy założyć sobie ozdobną apaszkę, wokół, ale lepiej nie nad kołnierzem. Takie informacje zajmują się również w instrukcji. 

Czy Hovding jest jednorazowy?

Tak, jak każdy kask. Zanim powiesz, że to bzdura, polecamy zapoznać się z naszymi materiałami na temat jeżdżenia w kasku na rowerze w kasku w ogóle. Wszystkie kaski są jednorazowe i będziemy to powtarzać do znudzenia, dla Twojego bezpieczeństwa. Hovding ma w środku czarną skrzynkę, którą należy przesłać po otworzeniu się kasku do dystrybutora, by producent mógł wprowadzić poprawki do danych, na podstawie których kołnierz rozpoznaje niebezpieczne sytuacje. Co więcej, na drugi egzemplarz dostaniesz zniżkę (w tej materii należy się kontaktować bezpośrednio z BikeID).

A jak mi się otworzy, jak będę się schylać po monetę na chodniku?

Czujniki w kołnierzu "wiedzą", czy się schylasz po pięćdziesiąt groszy, czy lecisz na twarz po wjechaniu w dziurę i zaraz skręcisz sobie kark. Chociaż wydaje Ci się, że ruch jest taki sam, przeciążenia są zupełnie inne. Nawet, jeśli zatrzymasz się i zachwiejesz, albo upadniesz, ale zdążysz się podtrzymać rękami, kask również nie napełni się powietrzem. Wiedz, że za Hovding stoi 10 lat badań i nic nie działa tutaj przypadkiem. Jeśli Hovding otworzy Ci się w jakieś absurdalnej sytuacji, kiedy nie powinien, możesz go wymienić na gwarancji.

Ile to kosztuje i gdzie można to kupić?

Hovding kosztuje obecnie około 1200zł. Znajdziesz go w sklepie BikeID. Kołnierz nie jest bardzo tani, ale pomyśl - kupujesz coś, co jest trzy razy bardziej efektywne w absorbowaniu siły uderzenia w głowę niż inne kaski na rynku, plus połączone jest z czymś w rodzaju neck-brace'a, który zabezpiecza Ci górny odcinek kręgosłupa przed urazami. Wreszcie, część zysku z każdego egzemplarza trafia do naszej Fundacji, a my przeznaczamy te pieniądze na szkolenie dzieci i młodzieży jak mają pomagać poszkodowanym w zdarzeniach drogowych.

Czasem pokazujecie Hovding 1.0, a czasem 2.0. Jaka jest różnica?

W BikeID można kupić już tylko Hovding 2.0. Ma on w swoim "komputerze" więcej informacji na temat rozmaitych scenariuszy wypadków, a więc działa trochę lepiej. Ma też nieco inaczej skonstruowany zamek, który nie podchodzi już tak wysoko pod brodę. Wreszcie, ma szlufkę, za którą można sobie powiesić kołnierz w szafie czy na wieszaku. Wejście ładowarki jest umieszczone z tyłu w nowszej wersji, wreszcie jest ona lżejsza o 100g, waży więc jedynie nieco ponad 0,5kg.


Masz jeszcze jakieś pytania? Zostaw je w komentarzu, odpowiemy na wszystkie. Jeśli sami nie będziemy wiedzieć, zapytamy dystrybutora lub bezpośrednio producenta.