
Mille Miglia, podobnie jak na przykład Carrera Panamericana to wyścig, który rozgrywany był na publicznych drogach. Oznaczało to po pierwsze konieczność zamknięcia ulic na pewien czas, co przed wojną i tuż po wojnie nie było jednak dużym problemem, ze względu na niewielki, w porównaniu z dzisiejszymi czasami, ruch. Wszyscy wiemy, jak to wygląda, gdy Warszawska Masa Krytyczna blokuje skrzyżowanie na 25 minut - wyobraźcie sobie teraz, że jakąś trasę macie zablokowaną na kilka godzin!
Drugim problemem wyścigów, które odbywały się nie na torach, ale na zwykłych drogach, była kwestia kibiców - przecież nikt nie jest w stanie przygotować barierek po obu stronach drogi na dystansie kilkuset kilometrów i zapewnić zabezpieczenie dla kibiców. Łącznie w dwudziestu czterech wyścigach Mille Miglia zginęło 56 osób - głównie widzów stojących przy trasie. Sir Stirling Moss, który w Mercedesie SLR zwyciężył w 1955 roku, wspominał, że musiał delikatnie "wachlować" samochodem na trasie, by odpędzać kibiców, którzy dosłownie wchodzili mu pod koła.
Koniec końców, upowszechnienie się samochodów, produkcja potężniejszych i szybszych pojazdów oraz nierozważność kibiców położyły kres wyścigom długodystansowym na publicznych drogach. Argumentowano to tym, że cały czas wymyśla się sposoby, by z większą prędkością zabijać większe ilości kibiców zgromadzonych wokół ciasnych uliczek i na wąskich zakrętach. Ten sam los spotkał w latach późniejszych legendarną Grupę B, gdzie potężne samochody ścigały się na rajdowych trasach.

Dziś więc człowiek, który mówi, że kocha samochody, uchodzi za nieszkodliwego maniaka i w gruncie rzeczy "nerda", a taki, który lubi koniki, to romantyk związany z naturą. Za czasów Mille Miglia było na odwrót.
0 komentarze:
Prześlij komentarz