
J.K.: Współpracujesz z zawodnikami rugby na wózkach.
G.W.: Zgadza się.
Ja często, kiedy rozmawiam z ludźmi, często słyszę, że ten ma coś z kolanem, ten ma astmę, tego bolą plecy, on się nie może ruszać. Zwykle wtedy pokazuję im tych zawodników, bo na ich twarzach widać, że robią coś z niesamowitą pasją i ogromną determinacją. Mówię wtedy – zobacz, ci faceci nie są w stanie wstać z wózka, dlaczego oni są w stanie się ruszyć, a ty nie? Na jakiej zasadzie u nich to działa? Co sprawia, że człowiek, który po wypadku nie chodzi, nagle się odnajduje w sporcie?
To się oczywiście wiąże z olbrzymią zmianą w życiu, które taki człowiek wiódł do tej pory. Ci ludzie przede wszystkim z mojego doświadczenia angażują się w rugby jako metodę rehabilitacji. To jest dla nich jakiś bodziec do powrotu do normalnego życia. Wielu z nich ma nadzieję cały czas, że wróci do chodzenia i wydaje im się, że dla nich jest to okres jedynie przejściowy. Jednak bardzo często jest tak, że zostają na wózkach przez resztę swojego życia.
Potem z tej rehabilitacji to się przeradza w pasję, w sport, tak jak to jest z najlepszymi zawodnikami w Polsce czy na świecie.
Masz człowieka, który urodził się z tą niepełnosprawnością i w pewnym momencie stwierdza, że już dosyć, trzeba podjąć jakąś aktywność fizyczną i zaczyna grać. Może jest to daleko idące porównanie, ale są też faceci, którzy pewnego dnia budzą się, mając lat trzydzieści parę, czterdzieści parę, spoglądają w lustro i mówią: „o kurde, ale się zapuściłem, ale jestem gruby. Co ja mam ze sobą zrobić? Nie, to już jest za późno, pora na poranną kawę i jajecznicę na bekonie.”

Jest taka historia pewnego wiekowego maratończyka. Nazywa się Fauja Singh. Choć pierwszy dystans maratoński pokonał dopiero w wieku 89 lat, to wcale nie zwolnił tempa i w wieku ponad stu lat przebiegł maraton w Toronto. Dużo jest takich inspirujących przypadków, które przypominają nam, że aktywność fizyczna to jest coś na całe życie.
Wracamy znowu do tego, że da się zacząć w każdym momencie, tylko może nie zaczynając od tego, żeby się rzucić na przepłynięcie kanału La Manche, tylko etapami.
Dokładnie tak. Tutaj olbrzymia rzecz w tym, żeby być cierpliwym. Przed rozpoczęciem aktywności sprawdzamy swój stan zdrowia, czy to u lekarza, czy u fizjoterapeuty i dopiero potem stopniowo dozujemy sobie tę aktywność fizyczną.
Jeżeli czegoś nie robiłeś przez jakiś dłuższy czas, to niestety nasze ciało „odzwyczaja się” od tego.
Poprzednią część możesz znaleźć pod tym linkiem. Obserwuj nas na Facebook i Google+ i nie przegap następnej aktualizacji. Grzegorza możesz także znaleźć na glowarzadzi.pl
Wesprzyj naszą kampanię Wąsopad! Dowiedz się więcej pod tym linkiem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz