poniedziałek, 19 maja 2014

4 Rajd Zamkowy - Będzin

Wczoraj wybrałem się do Będzina, aby kibicować kierowcom podczas Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Śląska. Czwarty Rajd Zamkowy był ich drugą rudną w tym sezonie. Chociaż osobiście wolę wyścigi samochodowe niż rajdy (o tym, czym się różnią, napiszę jeszcze w tym tygodniu), to ze względu na brak tych pierwszych w Polsce zadowalam się każdą imprezą sportową, gdzie w roli głównej występują ryczące silniki i piszczące opony.

Czwarta edycja Rajdu Zamkowego miała miejsce po dziewięcioletniej przerwie w Będzinie. Rajd składał się z dwóch odcinków specjalnych (tzw OeSów); jednego w okolicy Siewierza, drugiego zlokalizowanego w pobliżu Centrum Będzina. Kierowcy, jak zwykle, ścigali się w kilku klasach - na starcie pojawiały się więc zarówno Maluchy i Seicento, jak i Hondy Civic czy Subaru Impreza.

Do Będzina dotarłem nieco spóźniony - kiedy wysiadałem z samochodu nad moją głową przeleciał helikopter ratownictwa medycznego. Jak się potem okazało, jego obecność na będzińskim niebie miała stać się ważnym dla mnie elementem tego dnia.
Na ulicy 11 Listopada, pod Urzędem Miasta, stały już namioty oczekujące na załogi, które jeździły między odcinkami specjalnymi. W czasie rajdów zawsze panuje tam specyficzna atmosfera - z jednej strony jest to poczucie dobrze spełnionego obowiązku - personel techniczny przywiózł auto, rozładował, przygotował do drogi i wypuścił - ich robota jest właściwie skończona. Z drugiej, to zdenerwowanie i napięcie - teraz wszystko w rękach kierowcy i na głowie pilota - to oni muszą wykręcić jak najlepszy czas - pokonać zegar i innych kierowców, wreszcie uważać na samochód, żeby nie wykorzystać jego możliwości do maksimum i nie spowodować wypadku lub awarii.
Wyjeżdżający na odcinki dojazdowe kierowcy zachowują się różnie - są podenerwowani lub bardzo spokojni, jedni już w kaskach, mimo, że będą jechać po publicznych drogach, zgodnie z przepisami, inni na spokojnie, ze sprzętem leżącym na siatkach rozpiętych na klatce za przednimi fotelami. Niektórzy proszą jeszcze o dolanie paliwa w specjalnej strefie, której pilnuje straż pożarna, inni konsultują coś jeszcze z ekipami technicznymi. Niektórzy uśmiechają się do zdjęć, inni w napięciu wpatrują się przed siebie - 100% ludzkie reakcje i odruchy, jakie widuję u zawodników wszystkich obserwowanych przeze mnie dyscyplin.

Mówiąc zupełnie szczerze, nie mam pojęcia, czyim zwycięstwem skończył się rajd. Gdzieś wśród kibiców i ekip technicznych przebąkiwano o wypadku, który miał miejsce na jednym z OESów - od razu skojarzyłem to z widokiem, jaki powitał mnie podczas wejścia na ulicę 11 Listopada kilkadziesiąt minut wcześniej - na lawecie stał wrak samochodu. Nie skojarzyłem pociętej kupy stali z kolorami rajdówki, którą do tej pory widziałem tylko na zdjęciach. Dodajmy, w całości.

Mój dobry kolega miał wypadek na jednym z odcinków, to jego koleżanka i pilotka leciała śmigłowcem do szpitala. Wszyscy w Fundacji trzymamy kciuki za jej powrót do zdrowia. Wypadek wyglądał makabrycznie, samochód niespecjalnie przypominał auto, którym był jeszcze kilka godzin wcześniej. Na szczęście auto zahaczyło tyłem i wykonało kilka obrotów nie uderzając w nic bezpośrednio - na filmie, który możecie znaleźć na YouTubie wygląda to koszmarnie, ale w gruncie rzeczy nie był to wypadek, który napełniałby nas lękiem o życie pilotki.
Życzymy jej wszystkiego najlepszego.



Więcej zdjęć z Rajdu Zamkowego udostępnimy w naszej galerii na Tumblr. Możesz także śledzić naszą stronę na Facebook lub Google+.

0 komentarze:

Prześlij komentarz