sobota, 1 marca 2014

Nawyk włączania świateł

Gdybyśmy mieli dziś rok 2006, nie musielibyśmy już włączać świateł mijania. Od 2007 roku wszedł obowiązek jeżdżenia cały rok, 24 godziny na dobę, ze światłami do jazdy dziennej lub światłami mijania, ale wcześniej mogliśmy o nich zapomnieć pierwszego marca, jeżdżąc w dzień. Czasami mam jednak wrażenie, że tak, jak długo próbowaliśmy przeliczać setki tysięcy na stare miliardy przy okazji losować totka, tak dziś ciągle myślimy, że jak jest jasno, to nie musimy zapalać lamp w samochodzie.

Tyle tylko, że to było siedem lat temu. Siedem. Od siedmiu lat musimy jeździć na światłach mijania przez cały rok, w środku lata, jesienią, rano, w południe i o zachodzie słońca. Wydawać by się mogło więc, że już odpowiednie nawyki zdążyliśmy sobie wyrobić - a jednak nie.
Nie chcę dzielić sztucznie kierowców na jakieś podgrupy pisząc, że tacy pamiętają, a tacy nie pamiętają. Sam widuję różnych kierowców, którzy nie włączają świateł - kobiety, mężczyzn, młodych i starszych. Daleki więc jestem od mówienia, że starsi kierowcy, którzy przez całe życie nie włączali świateł latem już się przyzwyczaili i nie da się tego zmienić.
Zresztą, od 2011 roku wszystkie samochody osobowe są już standardowo wyposażane w tzw DRL, czyli właśnie systemy przednich świateł do jazdy dziennej, więc pewnie z czasem problem się rozwiąże. Z czasem, bo nie wszyscy jeździmy trzyletnimi samochodami, a przecież starsze samochody, nawet z półek premium, nie zawsze mają z przodu zamontowane diody.
Czemu więc ludzie nie włączają świateł przez cały rok? Bo jest jasno? Bo zapominają? Bo nic im w samochodzie nie piszczy, jak tego nie zrobią? Pewnie każdy ma swoje powody. Ilekroć mijam kogoś, kto jedzie z wyłączonymi światłami, staram się pokazać, że powinien je włączyć. Najbardziej irytują mnie sytuacje, kiedy ktoś nie zwraca uwagi na moje znaki, bo pisze własnie sms'a...

Właściwie po co jednak się tego czepiam? Austriacy zrezygnowali z przepisów nakazujących jazdę na światłach mijania w dzień. W Grecji jest to nawet zabronione. Ale mimo wszystko przepis u nas jest i większość osób się do tego stosuje. A skoro lwia część kierowców pamięta o tym, że muszą świecić, to ci, którzy zapominają o włączeniu świateł zaczynają stanowić zagrożenie.
Dlaczego? Bo przez ostatnie siedem lat przyzwyczailiśmy się, że to, co jedzie, świeci, a to, co nie świeci, najpewniej jest zaparkowane. Albo w ogóle tego nie ma. Ilekroć mijam jakiegoś "nietoperza" z wyłączonymi światłami przypomina mi się sytuacja, którą miałem w ubiegłym roku na "siedemnastce" na trasie Warszawa - Garwolin.
Bardzo nie lubię tej drogi. Teoretycznie jest po jednym pasie w każdą stronę, ale dzięki szerokim poboczom są tam właściwie cztery pasy - szybsze samochody wyprzedzają albo wjeżdżając pod prąd, albo spychając inne auta na krawędź drogi. Często trafiają się tam także traktory, ciężarówki albo inne samochody z przyczepami. Poza tym droga nie jest płaska i co chwila pojawia się jakiś pagórek. Jadę za traktorem. Myślę sobie, wyprzedzę go, nic z przeciwka nie jedzie. Tak mi się wydawało, bo w ostrym słońcu nie widziałem auta, które pędziło na mnie z wyłączonymi światłami, wyprzedzając inny pojazd. Minęliśmy się na grubość lakieru, a ja spociłem się jak szczur. Nie wychyliłbym się w ogóle do wyprzedzania wiedząc, że on tam jest - ale ponieważ nie świecił, uznałem, że droga jest czysta.
Austriacy znieśli obowiązek włączania świateł, bo pojawił się problem z pieszymi - oni nie świecą. Uznali więc, że lepiej, żeby nic nie świeciło za dnia i wtedy wszyscy muszą skupiać się jednakowo na tym, żeby wypatrzyć, czy ktoś/ coś porusza się, czy nie.
Jeżeli jednak już przyzwyczailiśmy się do tego, że samochody świecą, niech świecą wszystkie. Jeżeli od siedmiu lat mamy tak skonstruowane przepisy, to sądzę, że naprawdę mieliśmy czas, żeby się do tego przyzwyczaić, a ludzie, którzy nie włączają świateł zrozumieć, że są w tym momencie niewidzialni.
Chociaż może nie zdajemy sobie z tego sprawy, to jednak prowadząc auto czy motocykl, czy nawet rower, w tej chwili nie wypatrujemy samochodów, ale świateł. Zwłaszcza na ulicach, gdzie stoi wiele zaparkowanych pojazdów - jak odróżnić ten poruszający się od tego, który stoi? Po światłach. Tego przynajmniej staramy się uczyć dzieci, kiedy mówimy im, jak mogą bezpiecznie bawić się na swoich podwórkach - szukając świateł.

Stąd moja prośba - włącz je zaraz po tym, jak odpalisz silnik. A silnik odpalaj zaraz po tym, jak zapniesz pasy. Muszę przyznać, że krew mnie zalewa, jak widzę ludzi, którzy wsiadają i ruszają, jak zjadą z krawężnika to zapalają światła, a jak dojadą do pierwszego skrzyżowania, to sięgają po pas. Bo wydaje im się, że przecież przez te kilkadziesiąt sekund nic im się nie stanie. To samo dotyczy ludzi, którzy nie włączają świateł, bo przecież jadą tylko dwie przecznice przeparkować auto. Ono nadal jest niewidzialne.

Jak mówią Anglicy, stare przyzwyczajenia trudno zabić. Z drugiej strony, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i jeżeli wyrobimy sobie jakiś nawyk, to będziemy wykonywać pewne czynności automatycznie. Tak, jak zaszczepiamy dzieciakom wiedzę, że bawiąc się mają patrzeć, czy auto ma zapalone światła, czy miga mu kierunkowskaz etc, tak siedząc za kółkiem możemy nauczyć się, wytresować nawet swoje ręce, żeby wykonywały pewne ruchy - klik, światła, klik kierunkowskaz. Ja wsiadając do samochodu mam procedurę startową, której się trzymam i która zawsze wygląda tak samo - drzwi, kluczyk do stacyjki, zapinam pas, odpalam silnik, włączam światła, włączam radio, wrzucam kierunek, wbijam bieg, wyjeżdżam z parkingu. Musiałem się teraz zastanowić, jak dokładnie to robię, ale na fotelu kierowcy zajmuje mi to kilka sekund i robię to bez żadnej refleksji. To samo z zatrzymaniem - luz, albo P w automacie, gaszę światła, wyłączam silnik odpinam pas, wyłączam radio, do widzenia.

Jeżeli nie zgadzasz się z czymś, co napisałem, możesz dodać komentarz tutaj lub na naszym Facebook czy Google+. Możesz także napisać mail do Fundacji ze swoimi przemyśleniami, albo skontaktować się ze mną na Twitter.

Polub nas na Facebook lub Google+. Umieszczamy tam nie tylko artykuły, ale także informacje o tym, czego możemy potrzebować i jak można pomóc Fundacji i jej podopiecznym. 

Źródło zdjęcia: mark sebastian via photopin cc

0 komentarze:

Prześlij komentarz