wtorek, 25 marca 2014

Targi Pasji - 10 maja

Fundacja Kapitan Światełko i M1 Zabrze zapraszają na finał konkursu #przezUE, który odbędzie się już 10 maja 2014.
Odkryj w sobie żyłkę dziennikarza i przygotuj wspólnie ze znajomymi artykuł, prezentację lub klip video o swojej wymarzonej podróży po Unii Europejskiej. Dzięki M1 Zabrze możecie wygrać aparaty cyfrowe firmy Nikon, a dla Waszej szkoły - kolorową drukarkę HP.
Rozdanie nagród to jednak nie wszystko - wspólnie z pozytywnie zakręconymi ludźmi z całego Śląska przygotowaliśmy Targi Pasji, które wciągną Ciebie i Twoją rodzinę.
Zobacz pokazy tańca i sztuk walki, posłuchaj nietuzinkowych zespołów, weź udział w warsztatach plastycznych, origami, spróbuj swoich sił jako marynarz i daj sobie zrobić tatuaż henną! Te i inne atrakcje będą czekać na Was przez cały dzień, już od godziny 10!

W M1 Zabrze razem z nami pojawią się:
Abada Capoeira - Gliwice
Fundacja "Piastun - Wyrównywanie Szans" - Zabrze
Marina - Gliwice
Zespół Dzikie Koty - Zabrze
Szkoła Tańca Arabeska - Zabrze
Szkolny Klub Wolontariatu ZSOE - Gliwice
Ślonsq - Świętochłowice
GCOP - Gliwice
Stowarzyszenie Melina - Gliwice
Stowarzyszenie Animatorów Wszechstronnego Rozwoju Młodzieży - Zabrze / Gliwice
Stowarzyszenie Pomost - Zespół Po Prostu - Zabrze
Regionalne Centrum Wolontariatu - Katowice


Zapraszamy na potwierdzone jak dotąd występy i pokazy:
Scenariusz imprezy:
10 - otwarcie i powitanie
10-12 oraz 15 - 18 - pokazy Abada Capoeira
10-13 - pokazy i szkolenia z udzielania pierwszej pomocy
13-18 - 3-5 minutowe pokazy Klubu ZSOE
14-18 - pokazy tańca zespołu Dzikie Koty
16:45 - 17:45 - pokazy tańca najmłodszych dzieci ze szkoły Arabeska
17 - rozdanie nagród w konkursie #przezUE
18 - występ zespołu Po Prostu
18:45 - zamknięcie i pożegnanie

Strona wydarzenia na Facebook dostępna jest pod tym linkiem.

Jeżeli jesteś przedstawicielem organizacji, stowarzyszenia, klubu lub fundacji, albo też osobą prywatną, która chciałaby pokazać swoją pasję, kolekcję lub zaprezentować się szerszej publiczności, sprawdź informacje pod tym linkiem.

poniedziałek, 10 marca 2014

Kac - ludożerca

Chociaż w mniejszych miastach nie zawsze stanowi to problem, o tyle umawianie się na imprezy w obrębie aglomeracji śląskiej, w Warszawie czy Krakowie, generuje pewne problemy logistyczne. Bo przecież trzeba się dostać gdzieś, kilkanaście kilometrów dalej, a potem stamtąd wrócić w stanie silnego nieraz znietrzeźwienia. Wymaga to zawiłych kalkulacji z użyciem autobusów nocnych, poświęcających się chwilowych abstynentów oraz alkomatu.

Picie alkoholu jest częścią naszej kultury, jakby na to nie patrzeć. Nie zagłębiając się w temat alkoholizmu i tego, jak można dobrze się bawić bez wypijania do tego piwa, wina czy
wódki; napiszę kilka słów na temat logistyki powrotów z imprez.

Dwa najlepsze w moim odczuciu rozwiązania to autobusy nocne oraz nasi przyjaciele, którzy poświęcą się dla nas i wyjątkowo będą pili sok albo jakiś napój, zamiast alkoholu. W Warszawie komunikacja miejska nawet w nocy działa moim zdaniem fantastycznie i nigdy nie miałem problemów z powrotem do domu, nawet na trasie Żoliborz - Praga Południe. Tym bardziej, że w weekendy metro kursuje do wczesnych godzin porannych.

Gorzej sytuacja ma się poza stolicą - w obrębie konurbacji śląskiej autobusy nocne występują równie często jak woda na pustyni i złapanie któregoś z nich jest porównywalnym szczęściem, jak trafienie na oazę. W tym momencie lepiej umówić się z kimś, kto nie będzie pił. O ekonomiczno-charytatywnych aspektach tego rozwiązania napisaliśmy kilka słów na stronie głównej Fundacji. Rozwiązanie to jest doskonałe, jeżeli nasz kierowca dysponuje większym pojazdem i może rozwieść kilka osób do domu - tym sposobem wszyscy mają pewność, że dotrą bezpiecznie.

Wreszcie ostatnie rozwiązanie, to przenocowanie u gospodarza. O ile w pubie jest to niemożliwe, o tyle w przypadku domówek nierzadko przecież umawiamy się, że będzie na nas czekała przygotowana sofa albo inna karimata, gdzie zalegniemy, kiedy zmorzy nas sen i krążące w żyłach procenty. Wszystko wydaje się bardzo fajnym pomysłem, dopóki rano nie postanowimy wsiąść za kółko i wrócić do domu. Bo mamy alkomat, a on pokazał zero.

Swego czasu była kampania społeczna, która mówiła o tym, żeby nie jeździć na kacu. Myślę jednak, że lepiej będzie odwołać się do Waszych (i własnych doświadczeń) w tej materii, żeby pokazać, o co mi w tym przypadku chodzi.

W sobotę mój dobry kolega zorganizował swoje urodziny. Wróciłem do domu i obudziłem się z kacem mordercą, który męczył mnie przez cały dzień. Poranek spędziłem w łóżku, potem wybrałem się na spacer, resztę dnia siedziałem w fotelu. Odbyłem też małą przejażdżkę rowerową, która okazała się być męczarnią.

Na kacu człowiek nie stawia przed sobą wyzwań intelektualnych ani fizycznych, bo zwyczajnie go przerastają. Są okropnie męczące. Bez względu na to, jak mocny jest ten kac i jak długo trwa, tak naprawdę po kilku piwach albo kieliszkach wódki powinniśmy już wiedzieć, że następny dzień mamy raczej z życiorysu wyjęty. Koordynacja ruchowa jest fatalna, a intelektualnie czujemy się zupełnie obezwładnieni. Wieczorem człowiek jest już tak zmęczony posiadaniem kaca, że marzy tylko o tym, żeby niedziela się skończyła i można było już odespać to wszystko.

Jak opisujesz swój stan na kacu? Mówisz: umieram. Jestem zniszczona. Jestem zdewastowany. Koszmar. masakra. Dobijcie mnie. Albo dajcie klina (już wtedy na pewno nie wsiądziecie za kierownicę). Może lepiej więc nie wsiadać za kółko, bo Twój samochód może być zniszczony. Zdewastowany. Może wydarzyć się jakiś koszmar. Masakra. Bo nie kontrolujesz w pełni tego, co się z Tobą dzieje.

Rower zaplanuj sobie na popołudnie. I weź dużo wody, może wypłuczesz sobie z organizmu wszystko, co Cię męczy. To samo z bieganiem. Spaceruj ostrożnie. 

Prowadzenie, jeżdżenie czy chodzenie nie są trudnymi czynnościami. Naprawdę. Ludzie, którzy mówią, że jeżdżenie samochodem jest strasznie skomplikowane, chyba nie bardzo mają pojęcie, o czym mówią. To banalna czynność, która wchodzi w krew. Ale jest to czynność, od której zależy nasze i cudze życie. A na kacu wszystko jest zdecydowanie bardziej skomplikowane.


Jeżeli nie zgadzasz się z czymś, co napisałem, możesz dodać komentarz tutaj lub na naszym Facebook czy Google+. Możesz także napisać mail do Fundacji ze swoimi przemyśleniami, albo skontaktować się ze mną na Twitter.

Polub nas na Facebook lub Google+. Umieszczamy tam nie tylko artykuły, ale także informacje o tym, czego możemy potrzebować i jak można pomóc Fundacji i jej podopiecznym. 

Źródło zdjęcia: felix_cohen via photopin cc

Konkurs #przezUE

Fundacja "Kapitan Światełko" oraz Centrum Handlowe M1 Zabrze mają przyjemność zaprosić uczniów śląskich gimnazjów i liceów do konkursu #przezUE. Opisz podróż do wybranego miejsca w Unii Europejskiej - zasugeruj najlepszy środek transportu, przygotuj materiały o lokalnym ruchu samochodowym, rowerowym lub pieszym i napisz artykuł, przygotuj prezentację albo nagraj video. 
Czeka na Ciebie cyfrowy aparat fotograficzny, a dla swojej szkoły możesz wygrać profesjonalne urządzenie wielofunkcyjne!
Obserwuj tag #przezUE na Twitter i Google+, śledź naszą stronę na FB i odbierz nagrody w czasie finału 10 maja w Zabrzu!

środa, 5 marca 2014

D&D Sp. z o.o. - dzięki za wizytówki!

Dziękujemy gliwickiej firmie D&D Sp. z o.o. za wydrukowanie wizytówek dla Fundacji!
Zgłosiliśmy się do nich przez ich stronę internetową www.printnet.pl z zapytaniem, czy mogliby wydrukować dla nas wizytówki za darmo. Chociaż bardzo ich potrzebowaliśmy, nie liczyliśmy na to, że jakakolwiek drukarnia będzie chciała przygotować coś dla Fundacji nie pobierając za to opłaty. Dzięki pomocy D&D udało się!
Dostaliśmy bardzo elegancki komplet wizytówek, wg projektu Bartka Balickiego, na grubym papierze - na pewno nie można o nich powiedzieć, że są tandetne, jak niektóre tanie wizytówki, które można zamówić w sieci.
Poniżej znajdziecie zdjęcie gotowego kompletu - kolory są bardzo soczyste, chociaż może nie widać tego na fotografii zrobionej telefonem komórkowym.
Jeszcze raz wielkie dzięki dla D&D Sp. z o.o. - Gliwice, ulica Moniuszki 6.

sobota, 1 marca 2014

Nawyk włączania świateł

Gdybyśmy mieli dziś rok 2006, nie musielibyśmy już włączać świateł mijania. Od 2007 roku wszedł obowiązek jeżdżenia cały rok, 24 godziny na dobę, ze światłami do jazdy dziennej lub światłami mijania, ale wcześniej mogliśmy o nich zapomnieć pierwszego marca, jeżdżąc w dzień. Czasami mam jednak wrażenie, że tak, jak długo próbowaliśmy przeliczać setki tysięcy na stare miliardy przy okazji losować totka, tak dziś ciągle myślimy, że jak jest jasno, to nie musimy zapalać lamp w samochodzie.

Tyle tylko, że to było siedem lat temu. Siedem. Od siedmiu lat musimy jeździć na światłach mijania przez cały rok, w środku lata, jesienią, rano, w południe i o zachodzie słońca. Wydawać by się mogło więc, że już odpowiednie nawyki zdążyliśmy sobie wyrobić - a jednak nie.
Nie chcę dzielić sztucznie kierowców na jakieś podgrupy pisząc, że tacy pamiętają, a tacy nie pamiętają. Sam widuję różnych kierowców, którzy nie włączają świateł - kobiety, mężczyzn, młodych i starszych. Daleki więc jestem od mówienia, że starsi kierowcy, którzy przez całe życie nie włączali świateł latem już się przyzwyczaili i nie da się tego zmienić.
Zresztą, od 2011 roku wszystkie samochody osobowe są już standardowo wyposażane w tzw DRL, czyli właśnie systemy przednich świateł do jazdy dziennej, więc pewnie z czasem problem się rozwiąże. Z czasem, bo nie wszyscy jeździmy trzyletnimi samochodami, a przecież starsze samochody, nawet z półek premium, nie zawsze mają z przodu zamontowane diody.
Czemu więc ludzie nie włączają świateł przez cały rok? Bo jest jasno? Bo zapominają? Bo nic im w samochodzie nie piszczy, jak tego nie zrobią? Pewnie każdy ma swoje powody. Ilekroć mijam kogoś, kto jedzie z wyłączonymi światłami, staram się pokazać, że powinien je włączyć. Najbardziej irytują mnie sytuacje, kiedy ktoś nie zwraca uwagi na moje znaki, bo pisze własnie sms'a...

Właściwie po co jednak się tego czepiam? Austriacy zrezygnowali z przepisów nakazujących jazdę na światłach mijania w dzień. W Grecji jest to nawet zabronione. Ale mimo wszystko przepis u nas jest i większość osób się do tego stosuje. A skoro lwia część kierowców pamięta o tym, że muszą świecić, to ci, którzy zapominają o włączeniu świateł zaczynają stanowić zagrożenie.
Dlaczego? Bo przez ostatnie siedem lat przyzwyczailiśmy się, że to, co jedzie, świeci, a to, co nie świeci, najpewniej jest zaparkowane. Albo w ogóle tego nie ma. Ilekroć mijam jakiegoś "nietoperza" z wyłączonymi światłami przypomina mi się sytuacja, którą miałem w ubiegłym roku na "siedemnastce" na trasie Warszawa - Garwolin.
Bardzo nie lubię tej drogi. Teoretycznie jest po jednym pasie w każdą stronę, ale dzięki szerokim poboczom są tam właściwie cztery pasy - szybsze samochody wyprzedzają albo wjeżdżając pod prąd, albo spychając inne auta na krawędź drogi. Często trafiają się tam także traktory, ciężarówki albo inne samochody z przyczepami. Poza tym droga nie jest płaska i co chwila pojawia się jakiś pagórek. Jadę za traktorem. Myślę sobie, wyprzedzę go, nic z przeciwka nie jedzie. Tak mi się wydawało, bo w ostrym słońcu nie widziałem auta, które pędziło na mnie z wyłączonymi światłami, wyprzedzając inny pojazd. Minęliśmy się na grubość lakieru, a ja spociłem się jak szczur. Nie wychyliłbym się w ogóle do wyprzedzania wiedząc, że on tam jest - ale ponieważ nie świecił, uznałem, że droga jest czysta.
Austriacy znieśli obowiązek włączania świateł, bo pojawił się problem z pieszymi - oni nie świecą. Uznali więc, że lepiej, żeby nic nie świeciło za dnia i wtedy wszyscy muszą skupiać się jednakowo na tym, żeby wypatrzyć, czy ktoś/ coś porusza się, czy nie.
Jeżeli jednak już przyzwyczailiśmy się do tego, że samochody świecą, niech świecą wszystkie. Jeżeli od siedmiu lat mamy tak skonstruowane przepisy, to sądzę, że naprawdę mieliśmy czas, żeby się do tego przyzwyczaić, a ludzie, którzy nie włączają świateł zrozumieć, że są w tym momencie niewidzialni.
Chociaż może nie zdajemy sobie z tego sprawy, to jednak prowadząc auto czy motocykl, czy nawet rower, w tej chwili nie wypatrujemy samochodów, ale świateł. Zwłaszcza na ulicach, gdzie stoi wiele zaparkowanych pojazdów - jak odróżnić ten poruszający się od tego, który stoi? Po światłach. Tego przynajmniej staramy się uczyć dzieci, kiedy mówimy im, jak mogą bezpiecznie bawić się na swoich podwórkach - szukając świateł.

Stąd moja prośba - włącz je zaraz po tym, jak odpalisz silnik. A silnik odpalaj zaraz po tym, jak zapniesz pasy. Muszę przyznać, że krew mnie zalewa, jak widzę ludzi, którzy wsiadają i ruszają, jak zjadą z krawężnika to zapalają światła, a jak dojadą do pierwszego skrzyżowania, to sięgają po pas. Bo wydaje im się, że przecież przez te kilkadziesiąt sekund nic im się nie stanie. To samo dotyczy ludzi, którzy nie włączają świateł, bo przecież jadą tylko dwie przecznice przeparkować auto. Ono nadal jest niewidzialne.

Jak mówią Anglicy, stare przyzwyczajenia trudno zabić. Z drugiej strony, przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i jeżeli wyrobimy sobie jakiś nawyk, to będziemy wykonywać pewne czynności automatycznie. Tak, jak zaszczepiamy dzieciakom wiedzę, że bawiąc się mają patrzeć, czy auto ma zapalone światła, czy miga mu kierunkowskaz etc, tak siedząc za kółkiem możemy nauczyć się, wytresować nawet swoje ręce, żeby wykonywały pewne ruchy - klik, światła, klik kierunkowskaz. Ja wsiadając do samochodu mam procedurę startową, której się trzymam i która zawsze wygląda tak samo - drzwi, kluczyk do stacyjki, zapinam pas, odpalam silnik, włączam światła, włączam radio, wrzucam kierunek, wbijam bieg, wyjeżdżam z parkingu. Musiałem się teraz zastanowić, jak dokładnie to robię, ale na fotelu kierowcy zajmuje mi to kilka sekund i robię to bez żadnej refleksji. To samo z zatrzymaniem - luz, albo P w automacie, gaszę światła, wyłączam silnik odpinam pas, wyłączam radio, do widzenia.

Jeżeli nie zgadzasz się z czymś, co napisałem, możesz dodać komentarz tutaj lub na naszym Facebook czy Google+. Możesz także napisać mail do Fundacji ze swoimi przemyśleniami, albo skontaktować się ze mną na Twitter.

Polub nas na Facebook lub Google+. Umieszczamy tam nie tylko artykuły, ale także informacje o tym, czego możemy potrzebować i jak można pomóc Fundacji i jej podopiecznym. 

Źródło zdjęcia: mark sebastian via photopin cc