Ostatnio pisałem o jeżdżeniu na rowerze nocą i kwestiach związanych z oświetleniem. Dziś kilka kolejnych słów na temat jeżdżenia bicyklem, nie tylko nocą zresztą.
Nie wiem, jak Wy, ale ja na przykład nie potrafię słuchać muzyki na rowerze. Może oduczyłem się jeżdżąc freeride, kiedy to wpychanie słuchawek pod kask jest po prostu niewygodne, a poza tym co chwila się go zakłada i ściąga, więc tak naprawę trzeba byłoby zjechać z jakieś solidnej góry, żeby móc przesłuchać więcej niż kilka taktów. Inną sprawą jest, nazwijmy to, kontakt z maszyną. Jeżeli ma się rower na sztywnej ramie, to mniej więcej wie się jeszcze, co się z nim pod nami odbywa, ale w przypadku tzw. „fulli”, czyli z pełnym zawieszeniem, sprzęt pływa pod nami i tak naprawę czasami tylko rozmaite dźwięki zdradzają nam, co się z nim tak naprawdę dzieje.
To samo zresztą mam jeżdżąc w mieście – po pierwsze uważam, że dźwięki otoczenia są daleko bardziej fascynujące niż muzyka, która próbuje je zagłuszyć. Jadąc w gęstym ruchu ulicznym trzeba mocno podkręcić głośność, aby muzyka była w ogóle selektywna, a to nigdy nie jest przyjemne. Jadąc w nocy nie myślę w ogóle o tym, żeby wyciągać słuchawki.
Wychodzę bowiem z następującego założenia: jadąc samochodem mogę polegać kompletnie na bodźcach wzrokowych i wiem, że to mi wystarcza; na rowerze niestety nie. Kiedy siedzimy za kierownicą auta, poruszamy się po określonym obszarze – po drogach, gdzie są tylko inne samochody. One zaś sygnalizują nam, co będzie się z nimi działo, poprzez bodźce wzrokowe – a konkretniej – dając sygnały świetlne. Zapaliły się światła stopu, znaczy, że będzie hamował. Wrzucił kierunkowskaz – skręci. Piesi przecinają drogę kierowcy tylko w ustalonych miejscach (przynajmniej w założeniu) – na pasach, tam, gdzie są światła. Poza tym, po ich zachowaniu możemy wnioskować z wyprzedzeniem, co zamierzają robić. Siedząc w zamkniętej kabinie samochodu, gdzie wszystkie dźwięki z zewnątrz są wytłumione, niespecjalnie możemy polegać na naszym słuchu.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy wsiadamy na rower. Inni rowerzyści nie mają świateł stopu reagujących na naciśnięcie na hamulce. Piesi w ogóle nie są oświetleni, a zwierzęta zachowują się nieraz zupełnie spontanicznie. Dzięki temu, że nasłuchujemy dźwięków otoczenia wiemy, czy jesteśmy na osiedlowej drodze sami, czy zaraz zza bloku wyjedzie nam auto. Słyszymy szczekanie biegnącego w naszą stronę psa, albo dźwięk hamulców innego rowerzysty.
Jasne, możemy polegać tylko na wzroku, ale korzystając także ze zmysłu słuchu znacznie poszerzamy nasz ogląd na sytuację wokół nas. Puszczając sobie muzykę odcinamy sobie źródło ważnych informacji dotyczących naszego otoczenia. Często zaś je zmieniamy – czasem jedziemy przez park, czasem po chodniku, czasem po drodze. Nasłuchując, co dzieje się wokół nas znacznie ułatwiamy sobie sytuację.
Tak, jak światła, jasna odzież czy odblaski ułatwiają innym zauważanie nas i uniknięcie kolizji, tak samo słuch zwiększa nasze szanse z drugiej strony – pozwala nam na lepsze rozeznanie w tym, co robią inni wokół nas. Poza tym zwiększa się także nasza koncentracja, bo nie skupiamy się na bodźcach dochodzących ze słuchawek, ale na tych związanych z naszą jazdą.
Może się ze mną nie zgadzasz? A może chcesz rozszerzyć temat, albo zadać mi jakieś inne pytanie? Pisz śmiało na naszym koncie na Facebook, na moim Twitterze albo wyślij maila do Fundacji.
Polub nas na Facebook – zależy nam na Twojej łapce w górze, bo jesteś zawsze jedną osobą więcej, do której dotrze informacja, że ktoś potrzebuje krwi lub innej pomocy po wypadku. Jedną? Chcesz zaprosić swoich znajomych? Super! Do dzieła! Wielkie dzięki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz