poniedziałek, 29 grudnia 2014

Motopasterka 2014 w Katowicach

Pamiętam lata temu, kiedy byłem mały, kiedy to, wg naszych podopiecznych, dinozaury stąpały po Ziemi, świąteczne spotkania oznaczały trzy dni bez znajomych. Czas ten spędzało się wyłącznie z rodziną na konsumowaniu tradycyjnych dwunastu dań, nawet, jeżeli trzy kolejne to barszcz, barszcz z uszkami i wreszcie doprawiony barszcz z resztką uszek.
Jakiś czas temu jednak, cytując klasykę, narodziła nam się nowa, świecka tradycja. Udało nam się wreszcie pójść po rozum do głowy i zrozumieć, że ten szczególny w naszej tradycji czas, bez względu na wyznanie (czy też jego brak), najlepiej spędzać z najbliższymi - przyjaciele i znajomi także się w to grono wliczają, więc nie wypada zapominać o nich w Święta (czy też wysyłać jedynie okolicznościowego smsa skopiowanego z galerii w internecie).
Tym oto sposobem zaczęły się imprezy zwane pasterkami - zamiast jednak wybierać się do kościołów, ludzie spotykają się w pubach. My akurat spotkaliśmy się na parkingu pod supermarketem, ale o tym za moment. Pozwolę sobie jeszcze nadmienić, że, cokolwiek nie mówiłbym o tym Wasz proboszcz, tłok w knajpkach i pubach ma pewne zbawienne skutki na społeczeństwo. Otóż w ostatnich latach liczba samobójstw popełnianych w Święta zmalała - ponieważ ludzie siedząc w zatłoczonym pubie czują się zdecydowanie mniej samotni i odrzuceni, jest z kim pogadać i wypić piwko. Widocznie puby mają nad kościołami prowadzącymi tradycyjne pasterki, jakąś przewagę.
My natomiast wybraliśmy się na spotkanie na parkingu pod katowickim centrum handlowym Trzy Stawy, gdzie od kilku lat odbywa się tzw. MotoPasterka - czyli samochodowe spotkanie po wigilijnej kolacji. Cel jest prosty - wyrwać się z domu na świeże powietrze, porozmawiać ze znajomymi i pochwalić się swoimi samochodami. Poza tym to dobry pretekst, żeby nie pić alkoholu tego wieczoru - na miejscu pojawia się oczywiście także katowicka policja, chociaż sami organizatorzy dbają o to, żeby nie było ślizgania się czy ścigania po parkingu.
W tym roku odbywała się także zbiórka dla Magdy, którą organizuje SilesiaRacing - zajrzyjcie tutaj koniecznie!
W czasie spotkania na Trzech Stawach niemiłosiernie zacinał deszcz i trochę żałujemy, że nie było zimniej - śnieg będzie nam w Katowicach potrzebny w styczniu, więc jeździjcie ostrożnie, bo staramy się zamówić go tam na górze maksymalnie dużo.
Zdjęcia z Motopasterki możecie znaleźć w naszej galerii na tumblr pod tym linkiem.

środa, 24 grudnia 2014

Jak być fit od początku Nowego Roku?

Święta to tradycyjnie czas spędzany z rodziną - nie ukrywajmy, głównie na jedzeniu. W Polsce tradycyjnie mamy dwanaście dań podawanych na Wigilię, następnie w Pierwszy Dzień Świąt w większości domów podaje się wystawny obiad. Spotykamy się nieraz po długich miesiącach rozłąki, widzimy swoich szwagrów, kuzynów i dawno nie widziane ciotki. Jemy słodkości, ich popisowe torty, pierniki, ciasta i regionalne specjały.
Wreszcie, nie pomijajmy tematu - pijemy także alkohol. Droga butelka podarowana pod choinką zwykle odkręcana jest jeszcze tego samego wieczoru, w wielu domach już tradycyjnie do karpika podaje się "seteczkę". Nową, świecką tradycją jest wybranie się po spotkaniu z rodziną na spotkanie z innymi bliskimi nam ludźmi - przyjaciółmi i kolegami na tak zwaną "pasterkę", czyli nocny wypad do ulubionego pubu.

Niezwykła metoda

Pisaliśmy już o tym, że statystycznie Polak na początku stycznia ważny o 1,5kg więcej niż na początku grudnia. Nie sprzyja to wprowadzaniu w życie noworocznych postanowień o tym, że teraz będziemy ćwiczyć, zdrowo się odżywiać i mówiąc w skrócie - staniemy się bardziej fit.
W poprzednich latach mamy jednak prekursorów niezwykłej metody, dzięki której nie musieli się oni martwić o swoją wagę w Nowym Roku. Część z nich dlatego, że była martwa. Część dlatego, że czekały ich miesiące na szpitalnej diecie. Największa grupa szczęśliwców po prostu straciła prawo jazdy i musiała zacząć wszędzie chodzić pieszo po tym, jak przyłapano ich na jeździe po alkoholu.

Alkohol

Prowokujący tytuł posta, lepszy niż garść statystyk na początek, prawda? 567 nietrzeźwych, blisko 180 ranny, 17 zabitych - to bilans Bożego Narodzenia 2013. Było niemal tak samo w 2012, gorzej w 2011. Pamiętajcie, że nawet jeżeli był to jeden "niewinny" kieliszek, nie oznacza to, że alkohol nie wpłynie na Wasze zdolności prowadzenia auta. Mimo, że się objedliście, to jedno piwko w pubie na "świeckiej pasterce" nie wchłonie się w piernik i galaretę z karpia, żeby bezwarunkowo bezpiecznie doprowadzić Was do domu. Zróbcie też prezent swoim wujkom, kuzynom i ciotkom - nie wypuszczajcie ich z domu, jeżeli nie macie pewności, że są 100% trzeźwi.

Jedzenie i słodycze

Jedzenie oznacza konieczność wydatkowania energii na trawienie - dlatego po obiedzie jesteśmy nieco senni. Po trwającej kilka godzin kolacji, gdzie między daniami pochłaniamy kolejne tace słodyczy i talerzyki tortów w na pewno zachce nam się spać. Pamiętajcie więc, że umiarkowanie w objadaniu się to nie tylko lepszy start z noworocznymi postanowieniami - to także pewność, że wracając do domu będziecie przytomni, nie zaś na skraju śpiączki cukrowej po zjedzeniu tony lukrowanych, czekoladowych pierników.

Koledzy

Pamiętajcie o swoich kolegach i koleżankach - może miło będzie, jeżeli zadeklarujecie się, że dziś to Wy jesteście kierowcą i darujecie sobie piwko w tę jedną noc, żeby wszystkich bezpiecznie odwieźć do domu? Jeżeli macie kierowcę, bądźcie dla niego na tyle mili, żeby nie zasnąć mu na fotelu pasażera - ona czy on także będą zmęczeni i przytomne towarzystwo pomoże im się skupić.
Pamiętajcie także o obcych ludziach - w okresach świątecznych na drogi wyjeżdża mnóstwo osób, które nie prowadzą regularnie. Są trochę zestresowane, niepewne swojego zachowania na drodze, bo prowadzą rzadko. Dajmy im te kilka metrów zapasu więcej. Nie szarżujmy, starajmy się być tak "świątecznie uprzejmi" także wobec innych kolegów.
Wierzcie, z własnego doświadczenia możemy Wam powiedzieć - ani rocznica śmierci w Święta, ani świadomość, że zaraz po nich czeka nas wizyta u blacharza, nie są najlepszymi prezentami.


Cała drużyna Fundacji - Rada, Zarząd i wszyscy Wolontariusze - życzą Wam wszystkiego najlepszego w tym świątecznym okresie - dużo rodzinnych spotkań, determinacji do tego, by się ruszać mimo ton dobrego jedzenia na stole i racjonalnego przygotowania noworocznych postanowień. Jedźcie ostrożnie.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy, cztery.

piątek, 19 grudnia 2014

Mikołajki z Wąsem w Białej Małpie

Mikołajki w tym roku zorganizowaliśmy wspólnie z katowickim pubem Biała Małpa oraz browarami Wąsosz i Kraftwerk. Impreza, która odbyła się wieczorem, oczywiście 6 grudnia, związana była ściśle z zakończeniem akcji Wąsopad, którą przez cały listopad promowaliśmy w kilku miastach w Polsce.
Ponieważ celem akcji było szerzenie wśród mężczyzn informacji o profilaktyce nowotworowej, staraliśmy się dotrzeć do nich w miejscach, w których najchętniej będą z nami rozmawiać. Dzięki temu pojawiliśmy się na Poznańskich Targach Piwnych, a naszą kampanię wspierały Ministerstwa Śledzia i Wódki w całym kraju, poznański Setka Pub czy właśnie Biała Małpa.
Mówiliśmy o raku jąder i prostaty, o tym, że atakuje on głównie młodszych mężczyzn (między 14 a 35 rokiem życia) i o tym, jak ważne jest, aby regularnie wykonywać samobadanie.
W naszej kampanii postanowił nas wesprzeć Święty Mikołaj od Kraftwerka, czyli Mateusz, kierownik całego zamieszania w tym rzemieślniczym browarze. Z inicjatywy Mateusza i Pawła powstało niezwykłe piwo: Movembeer, które nie tylko dobrze smakuje, ale także pozytywnie wpływa na... naszą kampanię Wąsopad.
Bawiąc się nazwą Movember (od słów moustache, wąs i November, listopad) chłopaki poszli o krok dalej i ochrzcili swoje charytatywne piwo Movembeer. Do tego potrzebna była jeszcze etykieta - dzięki pomocy Michała z bloga Róbmy Dobrze dotarliśmy do Wiktora Konopackiego i tym sposobem narodziło się pierwsze w historii piwo, które nie tylko filtruje nerki, ale także (pośrednio oczywiście) pomaga wykrywać raka jąder i prostaty.
Dochód ze sprzedaży piwa zostanie przekazany na kampanię Wąsopad - zapraszamy więc wszystkich piwoszy do nabywania (lista pubów na końcu tego posta) zarówno piwka jak i limitowanych etykiet i podkładek. Pomożecie uświadomić kilku gościom więcej, że muszą dbać o swoje klejnoty i być może uratować kilku z nich!
W mikołajki w Białej Małpie odbyła się premiera tego piwa - można było go oczywiście spróbować, pooglądać, wygrać w konkursie, który zorganizowaliśmy dla gości pubu, rozbawiliśmy ich także prezentacją "Wąs przez wieki". Wreszcie, by raz jeszcze sprowokować do dyskusji o męskim zdrowiu i całej akcji, Patryk z Cyrulika Śląskiego publicznie... ogolił Mikołaja.


Piwo Movembeer, podkładki i etykiety możecie nabyć w:


Źródła zdjęć: Fundacja Kapitan Światełko.

sobota, 13 grudnia 2014

Jak utrzymać formę w grudniu?

Przez cały rok namawialiśmy Was do tego, żeby ćwiczyć, biegać, jeździć na rowerze czy rolkach - i co ważniejsze, żeby robić to bezpiecznie. Dla otoczenia, ale także dla siebie. Jeżeli więc dbaliście o swoją kondycję przez większość roku, albo zamierzacie dołożyć hasło "będę fit" do swoich noworocznych postanowień, oto na horyzoncie pojawia się świąteczna wyżerka - ogromne zagrożenie dla Waszej sylwetki, samopoczucia i przede wszystkim zdrowia.

Jest mi źle

Wigilia z rodziną jest zwykle wstępem do objadania się przez kolejne dni - pożerania ton jedzenia tylko dlatego, że jest w naszym zasięgu wzroku. Dobrze przygotowana świąteczna wyżerka może potrwać aż do Nowego Roku. W dodatku czekają nas maratony filmowe przed telewizorem i godziny siedzenia przy stole, na którym stoi ciasto i butelka wina.
Najgorsze jednak w tym wszystkim jest poczucie winy, jakie towarzyszy nam w środku: "matko, spasłem się jak świnia, które spodnie włożyć na obiad u teściowej, jak w żadne się nie mieszczę?" Statystycznie na początku stycznia ważymy więcej o 1,5kg niż na początku lutego. Dużo, czy mało? Włóż sobie za pasek trzy półlitrowe butelki swojego ulubionego napoju gazowanego. Już Ci źle?

Walcz do końca...

albo od początku. Bez względu na to, czy postanowiłeś / postanowiłaś dbać o swoją linię dopiero od początku 2015 roku, czy może masz za sobą kilka miesięcy ćwiczeń, pamiętaj, że to Twoja silna wola pozwoli Ci przetrwać Święta i nie zaprzepaścić ani tego, co już udało Ci się osiągnąć, ani utrudnić sobie startu. Internet jest pełen porad, jak sobie poradzić ze świątecznym jedzeniem - my możemy zaproponować Ci kilka związanych z ruchem i spalaniem kalorii.

Ćwicz rano

Zdajemy sobie sprawę z tego, że wszyscy mają teraz mnóstwo obowiązków - nie tylko praca, ale i przygotowanie Wigilii u siebie, świątecznego obiadu dla teściów, zamówienie cateringu na świąteczne spotkanie w firmie i do tego wyprawy w poszukiwaniu prezentów.
Dlatego radzimy - zaciśnij zęby i ćwicz rano. Jeżeli wstaniesz pół godziny wcześniej (albo darujesz sobie poranną sesję na fejsie) - możesz dać sobie energię na cały dzień i "przyzwyczaić" swój organizm do nieco innego metabolizmu. 30 minut intensywnych ćwiczeń (polecamy znane trenerki i trenerów), które sobie wybierzesz będzie lepsze niż godzina leniwych skłonów.
Uwaga, pomyśl, zanim zaczniesz! Wybierz się do lekarza, zmierz i zbadaj, żeby nie uszkodzić sobie w czasie porannych sesji stawów. Potem dobierz zestaw ćwiczeń, które naprawdę jesteś w stanie wykonać (żeby się nie zniechęcać) i wreszcie zacznij codziennie (tak, w weekendy też, przecież i tak planujesz wyprawę do supermarketu) pracować nad swoją kondycją.
Nie chodzi nam o takie ćwiczenia, po których masz zadyszkę, Chodzi o takie, po których leje się z Ciebie wiadrami.

Ćwicz po jedzeniu

Ćwiczenie rano to świetny sposób na przygotowanie swojego organizmu do grudniowego jedzenia, ale także doskonały pomysł na wdrożenie pierwszego noworocznego postanowienia już dzisiaj. Ale pamiętaj, że kiedy jesz dużo, dobrze jest także ćwiczyć po jedzeniu. Nie, nie musisz zakładać bokserek i planować kolejnego prysznica - zrób coś, co powoduje wydawanie kalorii intensywniejsze niż poruszanie palcem naciskającym przycisk zmiany kanału na pilocie. Jeśli spadnie śnieg, odśnież podjazd. Jeżeli masz psa, wyjdź z nim na dłuższy spacer. Jasne, będzie Ci trochę zimno, ale pamiętaj, że wówczas organizm spala więcej kalorii (wysiłek + konieczność ogrzania się). Nie masz psa? Zadzwoń do lokalnego stowarzyszenia, które opiekuje się zwierzętami albo po prostu do schroniska i zapytaj, czy możesz przyjeżdżać, żeby wyprowadzać ich podopiecznych na spacer (przy okazji dla tych zwierzaków to najlepszy prezent na świecie).

Kupuj "na żywo"

Po powrocie z pracy robisz obiad, jesz, a potem siadasz przy komputerze, żeby zamówić prezenty w sklepach internetowych... błąd. Ubierz się i jedź "na shopping" na żywo. Spalisz zdecydowanie więcej kalorii, zobaczysz, co naprawdę kupujesz, a być może trafisz na jakieś źródło inspiracji, które pozwoli Ci wybrać jeszcze piękniejsze prezenty. Plus jest też taki, że wieczorem łatwiej zaśniesz, po całym, intensywnym dniu. Pamiętaj, żeby w galerii handlowej mieć ze sobą sok, albo owoce - niekoniecznie uzupełniać słodzonymi napojami ubytek płynów po maratonie między witrynami.
W kwestii bezpiecznego powrotu do domu doradzamy dwie rzeczy -  po pierwsze, przed wyjściem na zakupy zrób listę osób, którym musisz kupić prezenty. Potem zatankuj auto, wypłać gotówkę, a kartę zostaw w domu. Unikniesz denerwowania się, że zbyt dużo wydajesz na prezenty (i inne śliczne, cudowne rzeczy, które świetnie będą wyglądać w Twoim salonie czy kuchni). Po drugie, nie polecamy metody na bieganie do samochodu z każdym kupionym prezentem. Lepiej nosić je ze sobą i zapakować do auta dopiero, kiedy będziemy odjeżdżać, żeby nikogo nie kusiły kolorowe torby piętrzące się na tylnym siedzeniu.


Znajdziesz w tym coś dla siebie? Przypomnij sobie te trzy półlitrowe butelki napoju za Twoim paskiem! Dlatego - rusz się już teraz. Uwierz, spotkania z ludźmi na żywo - w sklepach, w galeriach handlowych, czy podczas zimowego wyprowadzania psa lub biegania - są o wiele cieplejsze niż kilkanie łapek przy komentarzach, w których trwa kłótnia o to, czy w grudniu powinno być 7*C. Wykorzystaj tę aurę na zadbanie o swoje samopoczucie.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy, cztery.

niedziela, 30 listopada 2014

Miłość kontra choroby. Wywiad z prof. Violettą Szczypulec - Plintą, część 5

Czy miłość i bliskość mogą pomagać nam przezwyciężać choroby? Oczywiście, że tak. Przecież osoby będące w związkach znają swoje ciała, potrafią zauważać na nich niepokojące zmiany, a dzięki zaufaniu, wspierać bliskich także w decyzji o poddaniu się badaniom czy leczeniu. Możemy także inspirować się wzajemnie do dbania o kondycję i zdrowe nawyki. Rozmawiamy o tym także z prof. dr hab. Violettą Szczypulec - Plintą ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.



Z jednej strony faktycznie, ignorujemy nasze problemy zdrowotne, ale powoli zaczyna nam się pojawiać kultura biegania, uprawiania sportu – teraz jest to modne.

Jest modne, ale może tylko czasowo. Za chwilę wszyscy będziemy grać w siatkówkę, skoro nasi wygrali Mistrzostwa Świata. Wracamy do piłki nożnej i tak to właśnie wygląda. Ja osobiście kibicuję rugby na wózkach, nawet wzięłam patronat wydziału nad ostatnimi rozgrywkami, uważam, że tylko pokazanie, że można coś zrobić powoduje aktywację.

Starsi ludzie chodzą o kijkach, mimo, że połowa chodzi źle, bo to jeszcze jest szkoła. Ale już wyszli z domu. A jak uczymy, że wychodzi na spacer, to czekamy, aż pies się wysika, tylko faktycznie z nim spacerujemy. Jest tak aktywacja coraz lepsza. Ale to jest aktywacja zdrowia ogólnie pojętego.
Mamy też uniwersytet trzeciego wieku. My też tutaj mamy i kładziemy duży nacisk na to, żeby robić sobie badania. Zaczęliśmy od cukrzycy, teraz pora na badania prostaty. Myślę, że ta grupa, która chodzi 50+ z tego korzysta. Osoby w wieku dojrzałym, albo ci, którzy już biegają, to robią ci, którzy chcą pokonywać swoje słabości poprzez bieganie. Natomiast my mówimy o edukacji zdrowotnej i powinniśmy sięgać po to najmłodsze pokolenie.

Wróćmy na moment do tego, co powiedział Grzegorz Więcław – zanim zaczniemy jakąkolwiek aktywność fizyczną powinniśmy pójść się przebadać. Wracamy do tego holistycznego podejścia, żeby wiele spraw ze sobą łączyć.


Nie wiemy przecież, czy wszyscy możemy biegać. Jak każdy sport, nie jest to 100% bezpieczne. Mój mąż parę lat temu trenował także reprezentację rugby na wózkach. To jest niezwykła grupa ludzi, których trzeba pokazywać, bo to jest ciężki wysiłek fizyczny. Trzeba mieć niezwykłą siłę, by chcieć walczyć, bez względu na dyscyplinę.

Zachęcamy Panie, żeby inspirowały swoich „kanapowców” do wyjścia z domu i zadbania o swoją kondycję.

Uważam, że kobieta ma moc walki o swojego partnera. Tu się zaczyna problem – kobieta, która jest zaangażowana w swój związek uczuciowy zobaczy u swojego partnera, że coś się dzieje nie tak. Gorzej, jeżeli kobieta ma wszystko podzielone na szufladki: szufladka – dzieci, szufladka – praca, szufladka – dom, szufladka – prasowanie, szufladka – święta, szufladka – teściowie, wyciąga szufladkę – seks, która jest na ostatnim miejscu i najlepiej, jakby się już zamknęła przed otwarciem. No to jak ma zobaczyć, że coś się dzieje czy zmienia?

Miłość dba i zapobiega?


Miłość połączona z przyzwyczajeniem. Ale ja wierzę w takie związki, mimo, że należę do feministycznego ruchu i popieram walkę kobiet o kobiecość. My, jako matki – Polki powinniśmy mieć pewne fory, ale już nie mówię od czasów ostatnich wystąpień politycznych „proszę mi wybaczyć, jestem kobietą” (śmiech). Obiecałam to sobie bardzo głęboko i już się nie tłumaczę w ten sposób. Ale jestem feministką mocno wspierającą kobiety walczące o swoje prawa, natomiast mam wielki szacunek do mężczyzn. Jest wielu fajnych mężczyzn, którzy niepotrzebnie chorują, wymagają wielu zabiegów i myślę, że tutaj ta rola żony czy partnerki jest niezwykła.
Dlatego też trzeba mówić: twój mąż nie musi być chory i możecie sobie pojechać na wakacje, W każdym okresie życia może zdarzyć się bomba. Ale można temu zapobiec. To jest taki granat, który można zakopać i on się nigdy nie otworzy, jeżeli pomyślimy wspólnie o profilaktyce. Nim zrobimy krok wakacyjny, zróbmy sobie badania profilaktyczne razem.

Szanse do wykorzystania możliwości profilaktyki są, tylko my nie chcemy z tego korzystać.


Nie ma takiego pomysłu. Ale dobrze, na przykład starsi ludzie wychodzą z tymi kijkami. Uśmiecham się do nich, bo wiem, co robią źle, ale to też zależy. Proszę zobaczyć, bo cały czas mówimy źle. Proszę zobaczyć, co robimy dobrze.
U nas na ŚUM jest uniwersytet pierwszego wieku, już dzieci w szkole uczymy profilaktyki. My jako wydział – jak robię dzień zdrowej kobiety, to przychodzi całe to biedne środowisko do najlepszych lekarzy. Dla tej okolicy Ligoty – jak moje dziewczyny leżą wykończone o 20, to znaczy, że odwaliłyśmy kupę dobrej roboty, za którą dostaliśmy dziękuję, albo i nie.

Co roku robimy spotkanie z osobami niepełnosprawnymi. Po co to robimy? Chcemy, żeby ci studenci, którzy tutaj przyszli, żeby zobaczyli, że nie ma się czego bać. Był u nas Mela i opowiadał o wyprawie na Kilimandżaro. Kruszyńska śpiewała tutaj swój drugi koncert. Był żużlowiec, który jeździ na wózku, to była pełna aula, a mimo, że on jest w pozycji leżącej po kompletnym paraliżu, to niektórzy stali, inni siedzieli i jak przyszedł rektor, to nie wierzył, że tyle ludzi może być. Na siłę studentów nikt nie ciągnął. Jest grupa, która jest wrażliwa. Może my źle do tego podchodzimy. Jest grupa wrażliwa, która potrzebuje edukacji, wiedzy i właśnie czegoś takiego, co byłoby bardzo przejrzyste. 



Przejrzyj nasz blog - znajdziesz na nim poprzednie części wywiadu z Panią Profesor oraz wywiad z Grzegorzem Więcławem, ekspertem psychologii sportu, który także pomagał nam w przygotowaniu się do akcji Wąsopad. Zajrzyj także na naszą stronę - dowiesz się z niej, jak możesz wspomóc naszą kampanię i uratować kilku facetów.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy, cztery.

piątek, 28 listopada 2014

Wąsopadowy superpakiet

Przez cały miesiąc zachęcaliśmy Panów do tego, aby badali się pod kątem profilaktyki nowotworowej i zaczęli dbać o swoje zdrowie i kondycje. Wspólnie z prof. dr hab. Violettą Szczypulec - Plintą ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego ustaliliśmy, że męska niechęć do badania się jest kwestią przede wszystkim edukacji. Z Grzegorzem Więcławem, ekspertem psychologii sportu chcieliśmy Panów zachęcić do uprawiania sportu i dbania o swoją kondycję, ale rozmawialiśmy także o wielu innych aspektach akcji Wąsopad i o tym, czy ma ona szansę dotrzeć do mężczyzn w Polsce.

Dziękujemy już teraz wszystkim, którzy spotkali się z nami, pomogli nam wrzucając coś do puszek w Ministerstwie Śledzia i Wódki, korzystając z golenia przez Cyrulika Śląskiego czy Studio Żoli, oraz tym, którzy w swoich firmach zorganizowali Wąsopadowe imprezy. Wszystkim szczegółowo i za wszystkie zasługi podziękujemy już w grudniu, ale już dzisiaj mamy dla Was jeszcze jedną niespodziankę.


które można przeprowadzić w placówkach sieci Diagnostyka w rejonie Śląsk. Obiecujemy, że w przyszłym roku będą już w całej Polsce! Co jest w tym pakiecie? Wszystkie podstawowe badania krwi, łącznie z markerami nowotworowymi. Ile to kosztuje: 151zł z wydrukowanym z naszej strony kuponem. Możecie go wykorzystać do końca tego roku.
A więc Panowie, do badań!


Źródła zdjęć: jeden, dwa.

czwartek, 27 listopada 2014

Lepiej straszyć czy bawić? Wywiad z Grzegorzem Więcławem, część 8

Szok, makabra, przerażenie. Z jednej strony wyniki wyszukiwania w Google z hasłem "testicular cancer", czyli rak jąder, to festiwal zainfekowanych przez raka tkanek i obrazy, które mogą oznaczać tylko jedno - ból i straszną chorobę. Z drugiej strony rak jąder uleczalny jest w 99% przypadków, więc kampania, która polega na zapuszczaniu Wąsów i pozytywnym nakłanianiu mężczyzn do profilaktycznych badań może mieć więcej sensu. O to, jak działają takie rzeczy na naszą psychikę rozmawiamy z Grzegorzem Więcławem, ekspertem psychologii sportu, autorem bloga Głowa Rządzi.


Chciałem cię jeszcze zapytać o straszenie. Masz faceta, który na przykład trochę się boryka z otyłością, może trochę gdzieś go coś piecze w kroku… Może to wynika z tego, że coś mu jest, może tylko z tego, że się nie rusza. Albo po prostu masz zwykłego faceta, który w ogóle nie jest aktywny, tylko Facebook, YouTube, konsola. Czy działa motywacja na zasadzie „weź się rusz, bo ja nie chcę patrzeć jak masz zawał za chwilę”, albo „umrzesz pierwszy”, albo „niedługo zgnuśniejesz i będziesz tak gruby, że szlag ci trafi coś w środku”. Czy straszenie ma jakikolwiek sens?

To się w psychologii marketingu nazywa „kampanie szoku”. Mają cię zaszokować tak bardzo, że dadzą ci do myślenia i pod wpływem właśnie tego myślenia ty zmienisz swoje zachowanie. Takie jest założenie.
Jeżeli ten bodziec jest jednak aplikowany wystarczająco często, jeżeli mówisz komuś „ty umrzesz pierwszy”, ten komunikat jest blokowany albo po prostu neutralizowany i w ogóle nie dociera tam gdzie powinien. Albo dociera do głowy, gdzie jest racjonalizowany. Rzeczywiście, może już czas zacząć się ruszać, że troszkę gnuśnieję, tu trochę piecze, więc może pójdę na badania… Ale może jeszcze nie.
Zachowanie jest zawsze połączone z myśleniem. To, że coś sobie wymyślisz, jednak nie znaczy, że potem tak zareagujesz i myślę, że to jest sedno. Najlepszym przykładem jest palenie papierosów.
Gdyby ludzie rzeczywiście byli racjonalni i gdyby posłuchali tych wszystkich etykietek, które są na paczkach papierosów – a w niektórych krajach są nawet zdjęcia płuc czy krtani, które są zniszczone przez nowotwór, czy degenerację nasienia, co chyba najbardziej na facetów działa – gdybyśmy byli rzeczywiście racjonalnymi istotami, to by już doszło do nas i nikt by już nie palił. Bo przecież każdy zdałby sobie sprawę z tego, ze to nie jest dobre dla mnie, więc tego nie robię.
A aktywność fizyczna jest dobra, więc to zrobię.
Niestety, tak nie działamy. Też jesteśmy zabarwieni jakimiś emocjami, tym, że ciągniemy do przyjemności, unikamy cierpienia. Te wszystkie mechanizmy gdzieś tam są w naszym mózgu cały czas żywe, mimo, że te płaty czołowe najbardziej pracują w obecnych czasach.


Zbieramy w tej kampanii do finansowania badań nad rakiem jąder, prostaty, ale też nad męską depresją. Jak zachęcić ludzi, żeby oni się w tę zbiórkę włączyli? Jeżeli powiemy komuś „będzie ci to potrzebne, bo inaczej dostaniesz raka i umrzesz” to nie jest najlepsza droga, jaką można to przekazać.

Niedawno byłem na filmie „Bogowie” i tak właśnie profesor Religia próbował przekonywać jednego z szefów kopalni, że niedługo on będzie się leczyć w jego klinice i dlatego musi mu dać te trzy miliony dolarów. Tak mi się jakoś skojarzyło. Ale jak przekonać ludzi, żeby włączyli się w akcję? Może za każdy centymetr wąsa, który im urośnie będą wpłacać dychę?
Jest to na pewno szczytny cel, a w takie warto się angażować. Dosyć dużo czasu poświęciliśmy zdrowiu i profilaktyce u kobiet, więc teraz pora zadbać o mężczyzn, tym bardziej, że oni zbyt chętnie o siebie nie chcą zadbać.

Czyli mimo wszystko lepszy jest ten marketing pozytywny?

Ja jestem w pełni o tym przekonany.
Ja też deklaruję, że zapuszczę blond wąsy. Mam nadzieję, że po miesiącu będzie cokolwiek widać!


Mówisz, że w Kanadzie, gdzie mieszkałeś, działa ta akcja?

Tak, dobrze to działa i jest chyba jeszcze jeden miesiąc, który ma coś wspólnego z zapuszczaniem wąsów, ale teraz nie pamiętam. Ale też na play-offy ligi NHL faceci się nie golą. Jest to znana mi akcja i bardzo się cieszę, że jest w Polsce i mogę ją wesprzeć.



To już ostatni odcinek naszego wywiadu z Grzegorzem, który spotkał się z nami właśnie po to, by wesprzeć Wąsopad. Wierzymy, że z naszej rozmowy z nim wynieśliście coś także dla siebie, że w ciągu tego Wąsatego miesiąca wybraliście się na badania i postanowiliście, że sami będzie się także badać regularnie. Macanie sobie nabiału w poszukiwaniu zmian cz guzów to nic strasznego - w gruncie rzeczy dbanie o "klejnoty" jest bardzo męską rzeczą, bez względu na Wasz wiek, orientację czy poglądy. Bądźcie zdrowi, dbajcie o siebie, swoją kondycję i wesprzyjcie naszą akcję. Jak? Możecie sprawdzić tutaj.


Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy.

środa, 26 listopada 2014

Wąsopad i sesja w FotoMelcer

O tym, że już w najbliższy piątek odbędzie się wielki finał akcji Wąsopad w Tarnowskich Górach już pisaliśmy na naszym blogu. Nie pisaliśmy jednak jeszcze o sesji zdjęciowej, która z tej okazji odbyła się wczoraj popołudniu w Foto Melcer w Tarnowskich Górach. Na naszym blogu możecie zobaczyć kilka z nich, ale wszystkie dostępne są już w naszej galerii na Facebook, pod tym linkiem.
Śmiało, udostępniajcie je dalej - cała idea akcji opiera się tym, by mówić o Wąsach naszych i Waszych, które z kolei mają prowokować do dyskusji o męskim zdrowiu.
W sesji wzięło udział blisko 70 osób, m.in. Kinga Paruzel, finalistka MasterChef, koszykarze KKS Tarnowskie Góry, przedstawiciele Urzędu Miasta w Tarnowskich Górach i redaktorzy TG Stacji. Wszystko to udało się zorganizować dzięki zaangażowaniu Mai Kwiecińskiej - Skorupy z Foto Melcer i Andrzeja Dziewulskiego z Restauracji Brick, pracownicy której także dali sfotografować się z Wąsem. 
Wszystkim zależy na tym, aby akcja była propagowana jak najszerzej - stąd zaangażowanie w sesję z Wąsem. Liczymy na to, że dzięki temu kolejne osoby dowiedzą się o akcji Wąsopad i jej celu - edukowaniu mężczyzn na temat raka jąder i prostaty i zachęcaniu ich do brania udziału w badaniach profilaktycznych.
Wąsopad jest częścią międzynarodowego ruchu Movember, który działa na świecie już dekadę. W Polsce zapuszczanie Wąsów nie jest jeszcze tak popularne, a akcja nigdy nie prowadzona była w zorganizowany sposób - wszystko to zmieniło się w tym roku, kiedy w porozumieniu z Movember Foundation, nasza Fundacja "Kapitan Światełko" zaczęła angażować kolejne osoby i instytucje do ratowania mężczyzn i uświadamiania ich, że nowotwory dotykają nie tylko najstarszych z nich, a grupa ryzyka dla raka jąder to wiek od 14 do 34 lat.
Jeżeli chcielibyście mieć własne zdjęcie z Wąsem, dowiedzieć się więcej o akcji Wąsopad, spotkać jej organizatorów, wreszcie - świetnie się bawić; zapraszamy Was do Restauracji Brick przy ulicy Krakowskiej 18 w Tarnowskich Górach już w ten piątek. Zaczynamy o 20!

Nie zapomnij też zajrzeć pod ten link i pomóc nam w naszej kampanii promującej zdrowy styl życia i profilaktykę nowotworową wśród facetów. Dobrze wiesz, że to jest potrzebne!


Profilaktyka = edukacja. Wywiad z prof. Violettą Szczypulec - Plintą, część 4

Z Dziekanem Wydziału Nauk o Zdrowiu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, prof. dr hab. Violettą Szczypulec - Plintą rozmawiamy o idei akcji Wąsopad, czy polskim ruchu Movember Celem kampanii jest zwrócenie uwagi na męskie problemy ze zdrowiem i kondycją oraz szerzenie wiedzy o profilaktyce raka jąder i prostaty.


A jak Pani Profesor widzi sam Wąsopad? Już ustaliliśmy, że akcja jest potrzebna. Czy ma szansę w Polsce też się wybić, być popularna?

Problem zaczyna się od samego początku. Ci, którzy mają szansę i przede wszystkim ochotę, pójdą, a ci, którzy mieli jakiś problem, będą akcję popierać. Nat

omiast ta kampania musi być powtarzalna, bo jednorazowo ta kampania nie przyniesie efektu. To musi być taka sama kampania jak mammografia czy rak piersi. Natomiast błąd kampanii związanej z rakiem szyjki macicy polegał na tym, że zabrano mediom możliwości działania w tym zakresie, przeszło to na ośrodki wojewódzkie i efektem było 17% zwrotności. Gdzieś tkwił błąd w tej kampanii i tego należałoby uniknąć.

Generalnie akcję chcemy powtarzać, tak jak jest na zachodzie co roku. W Czechach na przykład akcja się przyjęła. U nas cały czas jest to postrzegane do tego, że raz, że wąs nie, a dwa, nie będę kolegów namawiał do tego, żeby sobie jaj dotykali. Kobiece jest to, żeby się przebadać. To są kobiece sprawy, więc każda prawdziwa kobieta powinna o siebie zadbać. Natomiast męskie jest zmilczenie bólu i zaciśnięcie zębów.

Tak jest.

To jest takie błędne koło. Sprawdzaliśmy, ja wygląda przeżywalność, jeżeli chodzi o nowotwory związane stricte z narządami płciowymi. U kobiet 78%, a u panów 57%.

Ale to też zależy jaki nowotwór i w jakim wieku. Jednak u nas pokłosie to jest rak płuca u mężczyzn. Dopóki dobrej profilaktyki nie będzie, to my tego raka płuca nie wyeliminujemy. Zaraz każdy panu powie, 5 przypadków z życia wziętych, że ktoś umarł na raka płuca, a nie palił. Natomiast wiele czynników prawdopodobnie środowiskowych zaczyna wpływać negatywnie na prostatę. Jest to delikatny narząd, taki jak jajniki u kobiety. Nie ma do końca przy raku prostaty pewności, jeżeli nie zrobi się biopsji, nie pobierze się materiału, nie ma pewności, że na pewno nic nie jest, albo że na pewno się coś wykryło. Trzeba mieć na to namacalny dowód. Wszystko zależy od stadium, w jakim przychodzimy do lekarza. Jeżeli jest to stadium, które jest nieoperacyjne to już nic się z nim nie da zrobić. Natomiast jeżeli jest to stadium, w którym da się to zoperować, wejdzie radioterapia, itd., to przecież przeżywalność jest zdecydowanie większa.

Na Zachodzie jest lepiej? W krajach, nazwijmy je, wysoko rozwiniętych?

Ale my nie odbiegamy aż tak bardzo od krajów Zachodniej Europy, jeżeli chodzi o możliwości diagnostyczne. Tylko tego nie wykorzystujemy jako naród, całościowo. Bo diagnostykę mamy, tylko nie potrafimy tego dobrze jeszcze wykorzystać.

A więc wracamy do edukacji.

I tutaj też jest ogromna rola lekarzy rodzinnych. Gdyby lekarz rodzinny, który ma się opiekować jakąś tam pulą swoich podopiecznych, pani pielęgniarka wysłałaby zaproszenia na badania prostaty, to trafiłoby to do połowy społeczeństwa.
Nie tylko starszym mężczyznom należałoby takie pytania zadać. Jak dojrzały mężczyzna przychodzi do lekarza rodzinnego, to on oczekuje czegoś od tego lekarza. Nie lekarz ma patrzeć i słuchać pacjenta, tylko zadawać mu konkretne pytania: czy pana coś boli? Jak z oddawaniem moczu? Jesteśmy coraz bardziej starzejącym się społeczeństwem. A kiedy dzisiejsi dwudziesto-, trzydziestolatkowie będą mieli kolo pięćdziesiątki, wejdziemy w etap, w którym w Europie będziemy mieli bardzo stare społeczeństwo, będziemy potrzebowali coraz lepszej i większej pomocy.
Ale tej zależności od opiekunek czy pielęgniarek można uniknąć, jeżeli znajdzie się czas na profilaktykę wcześniej.


A jak w stosunku do młodych mężczyzn podchodzić? Ich też zapraszać na badania?

Oczywiście, że tak! Wszędzie, gdzie jest grupa ryzyka. To jest proste. Jeżeli ojciec, brat, kuzyn, miał problem nowotworowy, to trzeba krewnych zaprosić na badania i to badanie zrobić. Ale tę świadomość muszą mieć także kobiety. Dotrzyjmy do portali kobiecych, „zapytaj się porozmawiaj ze swoim facetem, dowiedz się”.
Jak przychodzi do mnie para niepłodna, ma ze sobą tysiąc wyników, wszędzie już była, to zadaję proste pytanie: czy pani mąż przechodził świnkę. A ona nie wie. Jednak zapalenie jąder rzutuje na całą płodność. Niewiele o sobie wiemy, wracamy do początku – do komunikowania się ze sobą.
Jak my nie potrafimy ze sobą porozmawiać jako para, to czego oczekiwać od siebie dalej?

Ja bym chciał, przyznaję szczerze, żeby młodsze pary, które są bardziej otwarte, odrzucają taki konserwatyzm i seks tylko w nocy w pod kołdrą, żeby także ze sobą rozmawiały i zwracały uwagę na swoje zdrowie nawzajem. Ci starsi mężczyźni wiedzą, że są w grupie ryzyka, bo o tym też się mówi. Zaczęły się pojawiać reklamy suplementów diety, które sugerują coś więcej.
Natomiast młodsi mężczyźni są prezentowani w mediach, w internecie, w reklamach jako młodzi bogowie, przed którymi świat stoi otworem. Oni nie potrafią zaakceptować tego, że im coś może być, że coś im się może stać.

Dlatego o tym mówimy – ważne jest to, żeby mówić o tym, że problem istnieje. Należy zwracać uwagę mężczyzn, ale także partnerki. Przecież to nie jest trudne zauważy, że pojawiają się problemy z potencją. Nie jest trudno zauważyć, że nasz mężczyzna wstaje cztery razy w nocy do toalety. Że siusia bardzo długo, bardzo powoli, wraca i mówi, że nadal ma uczucie pełnego pęcherza. To są takie symptomy, ale to trzeba wrzucić na portale kobiece. „Przyjrzyj się swojemu mężczyźnie”.
Ja kiedyś byłam współorganizatorką kampanii, która utrzymała się bardzo dobrze, wybierz życie, pierwszy krok. Chodziło o to, żebyśmy walczyli z rakiem szyjki macicy jako ginekolog. Tutaj widzę takie porozumienie między portalami kobiecymi, i właśnie „wybierz życie swojego partnera” – przyglądnij mu się, zobacz, poobserwuj do przez weekend. Czy w weekend ma jakiś problem? Powinien być wypoczęty w sobotę i w niedzielę. Zobacz, czy wstaje w nocy. Czy długo siusia? Czy narzeka na bóle pęcherza? Porozmawiaj? Może powinien sobie zrobić badania? Takie proste rzeczy.
Przy tej akcji warto zwrócić uwagę na to, że my kobiety odgrywamy niezłą rolę, ale musimy chcieć ją odegrać. Musimy chcieć być prawdziwą partnerką, a nie takiej zahukaną, zmęczoną życiem żoną.


Kobiety bardziej się interesują akcją – jeżeli spojrzymy na statystki osób, które ją śledzą.

Dlatego myślę, że to przyniesie efekty. Wszystko przynosi efekty. Postawiliśmy tutaj cytobus. Dwa razy w roku robimy kampanię dla zdrowia kobiet. I znaleźliśmy w tym roku pięć raków szyjki macicy, w tym jedno w stadium ciężkim i to u jednej z pracownic Uniwersytetu Medycznego. Zagoniłam wszystkie dziewczyny na badania.

Kiedy w latach `90 zaczęto robić mężczyznom w USA badania PSA podczas przyjmowania do wojska, okazało się, że tak naprawdę zagrożonych rakiem prostaty jest dwukrotnie więcej niż podejrzewano. Wcześniej było to utajone. U nas w Polsce też może to tak być.

Mężczyźni nie boją się może, ale nie mają potrzeby wyuczonej, wynoszonej ze szkoły czy z domu, nie traktują badań, jakby to był obowiązek. Na Zachodzie każdy pilnuje siebie, bo przestrzegane jest jakieś prawo. U nas tego nie ma. Nikt się nikogo nie boi, zgubiły się autorytety. Nie ma w Polsce takich autorytetów, że ktoś powie, huknie głośno i cały naród pójdzie coś zrobić. W walce medialnej, politycznej i prasowej. Policja nie jest autorytetem, ksiądz nie jest, politycy nie są. Lekarz też nie jest już autorytetem. Mimo, że są tysiące dobrych lekarzy, to czterech opisze się w tabloidzie na pierwszej stronie i już wiadomo, że całe środowisko jest niedobre i złe.
Jest złe nastawienie – nie ma autorytetu, to nie ma komu huknąć.

Kampania kampanią, ale gdzieś tych autorytetów nam brakuje. Nie potrafimy szanować swojego zdrowia, ale może też dlatego, że nie szanujemy naszego otoczenia, środowiska. Nie jesteśmy odpowiedzialni za słowo – to też się wynosi ze szkoły.


Panowie, pamiętajmy - grupa ryzyka raka prostaty to 14-34 lata, a więc nasza młodość. Dbajmy o siebie, badajmy się i edukujmy naszych kolegów. To nic wstydliwego! Wspomóżcie też naszą akcję Wąsopad - kliknijcie w ten link i pomóżcie nam prowadzić naszą kampanię.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć.

wtorek, 25 listopada 2014

Czy twardziele chodzą do lekarza? Wywiad z Grzegorzem Więcławem, część 7

Wczoraj na naszym blogu pojawił się fragment wywiadu z prof. dr hab. Violettą Szczypulec - Plintą ze Śląskiego Uniwersytetu w Katowicach na temat tego, dlaczego mężczyźni nie chcą chodzić do lekarza i się regularnie badać. Dzisiaj ten sam wątek poruszamy z Grzegorzem Więcławem, ekspertem psychologii sportu i autorem bloga Głowa Rządzi. Przeczytajcie - także w kontekście przygotować do treningów i rozpoczęcia aktywności fizycznej.


Mówiłeś o tym, żeby zacząć od tego, żeby iść się przebadać. Faceci nie chcą tego robić.

No nie chcą. To jest przez wielu lekarzy i psychologów podawane jako jeden z najczęstszych powodów tego, dlaczego statystycznie faceci żyją krócej od kobiet. Bo kobiety są dużo bardziej skrupulatne jeżeli chodzi o swoje zdrowie i w momencie, kiedy czują, że coś jest nie tak, idą się skonsultować ze specjalistą.
A faceci, nie wiem, unoszą się dumą, czy uważają udawanie się na konsultacje lekarskie za bycie miękkim. Idą dopiero w momencie, kiedy już jest naprawdę bardzo źle.
Nawiążę tutaj do sportowca, kiedyś był dla mnie prawdziwym bożyszczem, teraz przez aferę dopingową jest raczej upadłym aniołem. Chodzi o Lance’a Armstronga.

On miał raka jądra.

Jako młody człowiek został właśnie poddany leczeniu raka jąder, przy czym on się zgłosił do lekarza w momencie, kiedy jego jądro przypominało już małą pomarańczę. Dopóki mógł, cały czas jeździł, trenował, w ogóle nie widział problemu, że coś jest nie tak. No i tylko z uwagi na to, że miał olbrzymie szczęście i ten nowotwór nie był złośliwy, udało się go uratować no i wrócił do sportu i przez długi czas był uważany za ikonę i legendę. Do niedawna, kiedy ujawniono wszystkie afery dopingowe z jego udziałem… Ale sam fakt pokonania tego raka jest na pewno dużym aktem heroizmu, męstwa, determinacji do pokonania choroby, a także inspiracją dla wielu chorych ludzi. Natomiast to, że nie zgłosił się, kiedy pojawiły się pierwsze symptomy, powinno dać nam też trochę do myślenia.

W ogóle rak jądra jest stosunkowo łatwo uleczalny. Ma bardzo wysoką statystykę, jeżeli chodzi o wyleczenia bez nawrotów. Z drugiej jednak strony ta statystyka wygląd tak, że panowie to jądro tracą. Ja też miałem w rodzinie taki przypadek, że facet poszedł do lekarza w momencie, kiedy to jądro… przestało mu się mieścić w gaciach.

Trochę jak u Lance’a.

Bo dla faceta to jest niemęskie, że on pójdzie, żeby jakiś lekarz mu ten nabiał macał.

A z drugiej strony porównując to do kobiet, które odkąd są nastolatkami chodzą do ginekologa regularnie i sprawdzają pewne rzeczy, i w momencie kiedy coś jest niepokojącego, ginekolog może posłać taką pacjentkę na dalsze badania. U kobiet też jest dużo większa świadomość własnego ciała niż u facetów. Już samo proste badanie krwi wywołuje panikę u wielu facetów. Czemu tak? Pewnie trochę tak jesteśmy uspołecznieni, nasi ojcowie i dziadkowie tego nie robili, to my też nie.

To pewnie wynika też trochę z edukacji, bo takich programów skierowanych do kobiet mówiących „zrób cytologię” czy „zbadaj piersi”  jest bardzo dużo. Programów w stylu akcji Wąsopad jest jak na lekarstwo.
Ale wracając do badań – mówisz, że dobrze, że człowiek zanim zacznie swoją aktywność zbada się, pójdzie do lekarza czy fizjoterapeuty…

Szczególnie, jeśli był nieaktywny przez dłuższy czas.

Czyli nie mówimy: „ja wiem, co się dzieje z moim ciałem, w internecie sobie znalazłem ćwiczenia, z nikim się nie muszę konsultować i mogę ćwiczyć”?

No, odpada ten argument. Tak naprawdę nie wiesz, co w tobie siedzi. Nie jesteś w stanie dostrzec maleńkich bakterii, wirusów czy jakiś innych rzeczy, które w tobie pływają. Po prostu nie możesz.



Wąsopad to nie tylko okazja do tego, by przypomnieć mężczyznom, że również są podatni na choroby nowotworowe - raka jądra i prostaty. My chcemy także przypomnieć Panom, że dbanie o swoją kondycję jest bardzo ważne - a w zdrowym ciele zdrowy duch. Jeżeli chcesz nam pomóc zajrzyj pod ten link i pomóż nam uratować kilku facetów.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Czy mężczyźni boją się chodzić do lekarza? Wywiad z prof. Violettą Szczypulec - Plintą, część 3

Kampania Wąsopad ma na celu wysłanie Panów do lekarza - na badania profilaktyczne związane z rakiem jąder i rakiem prostaty. Wielu młodych mężczyzn nie zdaje sobie sprawy, że w przypadku raka jąder największe ryzyko zachorowania przypada na czas między 14 a 34 rokiem życia - a więc z tego, że sami mogą być w grupie ryzyka. Profilaktyka w Polsce jest dostępna, a mimo to mężczyźni nie korzystają z niej. Dlaczego? Pytamy prof. dr hab. Violettę Szczypulec - Plintę ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.


Wiedzę już więc mamy, ale mimo wszystko nie chcemy z niej korzystać. Dlaczego część mężczyzn odwraca wzrok od kampanii, nie czyta artykułów czy przełącza kanał w TV kiedy leci spot albo dyskusja?

Mężczyźni jak dzieci – boją się. Jak zobaczą, że się jądro powiększyło, to myślą, że tak ma być. Jeżeli już komuś mają powiedzieć, to żonie. A żona, mądra, pójdzie do lekarza rodzinnego lub do ginekologa i zapyta się, co zrobić. A jak żona nie chodzi do ginekologa, to do kogo pójdzie powiedzieć, że się jądro mężowi powiększyło? I co należy z tym zrobić? I gdzie ten mąż ma pójść?

Teraz nam wychodzi, że ginekolog też powinien być przygotowany na rozmawianie o męskich problemach.

Oczywiście! Już nie raz miałam w gabinecie pacjentkę, którą odsyłałam, aby zabrała męża do urologa, po zebraniu wywiadu. Myślę, że to wszystko musi być interdyscyplinarne.

Faktycznie jest też tak, że kobiety częściej słuchają lekarzy?

Tak. To też jest fajne, żeby ta kampania się zwróciła w stronę kobiet. Zaprowadź swojego męża, idźcie razem na badania. To jest fajny moduł łączący wszystkie kampanie. Przecież dotyczy to coraz młodszych ludzi.

Co powinno więc nam dać do myślenia? Przy jakich objawach należy się wybrać do lekarza? Albo chociaż poprosić partnerkę, żeby wspomniała przy okazji swojej wizyty.


Zaburzenia erekcji, które mogą być związane z prostatą czy jądrami, ale nie muszą. Związane są również z psychiką, sięgają aż do zaburzeń psychiatrycznych, łączą się z depresjami dnia codziennego, z tym biegiem, pędem, tą potrzebą sukcesu, która gubi gdzieś zapotrzebowanie na ciepło i bliskość ciała. W pewnym momencie to życie erotyczne także przeradza się w rzecz bardziej mechaniczną, bo gdzieś gubi się to uczucie. Ze strony kobiet mamy przecież to samo. Przecież bieg, praca, tempo, nie ma potrzeby dotyku – zgubiła się gdzieś.
Nie byłoby cyberprzestrzeni, gdyby nie była potrzebna. Po co rozbudowywać tę sieć seksualną? Gdyby nie było zapotrzebowania, to by jej nie było. A tak, mamy szybki proces rozładowywania emocji. Może też zabrakło gdzieś tej rozmowy, czasu na grę wstępną, na to, żeby się przytulić, potrzymać za rękę, pogadać. Powinien być też czas na porozmawianie o zdrowiu, o tym, co cię boli, ile razy się pytamy naszego partnera, czy coś mu dolega? Nie. Pilot, gazeta, mecz. Albo gary, sprzątanie i prasowanie. Wczoraj ze wszystkimi pacjentkami ubolewałyśmy nad tym, że mamy kosze rzeczy do wyprasowania, ale taki jest świat.

To jest też bardzo fajny wątek, bo ta wzajemna czułość i troska też może prowadzić do tego, że ludzie będą nawzajem kontrolować swój stan zdrowia.

Tylko w ten sposób.


Współpracujemy z kilkoma blogerami, bo oni są opiniotwórczy, chętniej nawet czytani niż dziennikarze. Jeden z nich ma blog Facetem Jestem i o Siebie Dbam. Pojawił się u niego film edukacyjny z Wielkiej Brytanii, który zaczyna się czarną planszą z białymi literami. Spot zawiera nagość w celach edukacyjnych. Pani doktor stoi przy młodym mężczyźnie i pokazuje, jak badać jądra. Czemu nie ma takich polskich spotów?

My też mamy męski fantom, bo uczymy studentów. Każda akcja jest dobra. Obserwowałam mojego męża z boku, kiedy leciały spoty dotyczące akcji badania prostaty. Dydaktycznie od razu mu mówię, że idziemy na badania. Natomiast muszę powiedzieć, że ta akcja zaczęła wzbudzać zainteresowanie i poruszyła pewne środowiska. Myślę, że to przypomni wielu osobom, że trzeba się udać na badania.

A czy skusi to kogoś, poza naszą Fundacją oczywiście, by zrobić na przyszły rok taki spot? Co jeszcze moglibyśmy zrobić?

Myślę, że fajnie byłoby, gdyby do gabinetów ginekologicznych wpuścić ulotki, albo żeby ginekolodzy na swoich stronach internetowych zawiesili informację „nie zapomnij, o swoim mężu”. Albo „weź swojego męża za rękę i zaprowadź go do lekarza”. Jak dziecko, praktycznie. Myślę, że to jest fajny moment. My kobiety zapominamy, że mężczyźni też mogą nam zachorować nagle, bo mamy wszystko do zrobienia. Taka pełna informacja jest potrzebna.


A mężczyzna sam do lekarza nie pójdzie?

Mężczyzna się boi, nawet, jak ma sobie krew iść pobrać. A co dopiero, jak lekarz delikatnie palcem,  w rękawiczce gumowej włoży palec do odbytu i zbada prostatę. To tak strasznie brzmi, a jest takie proste do wykonania i naprawdę niebolesne.
Tylko o tym trzeba wiedzieć, a żeby ktoś to wiedział, trzeba go wyedukować. A żeby edukacja miała miejsce, musi mieć otwarte drzwi. A na razie mamy wybory.

Z czego to wynika, że mężczyźni tak strasznie się wstydzą chodzenia do lekarza?

Z edukacji!

Miałem taki przypadek w rodzinie, gdzie krewny poszedł do lekarze dopiero, kiedy jądro przestało mu się mieścić w spodniach.

Kobiety nie obserwują swoich mężczyzn. Znowu wracamy do seksualności – rozumiem, że krzywa seksualności, przyzwyczajenie łączy się z podnieceniem, w pewnym momencie podniecenia jest mniej, przyzwyczajenia więcej i tak dalej. Ale jednak kobieta, jeżeli tego swojego partnera ukochanego ma i jeżeli są obydwoje zdrowi i prowadzą życie seksualne przez wiele, wiele lat, to ona sama jest w stanie wyczuć, czy coś się dzieje nieprawidłowego, czy nie.
Ja tego też nie rozumiem, bo uważam, że to jest ogromna rola edukacyjna kobiety, ale przede wszystkim rola taka również zdrowotna, prawda? Przecież to my widzimy, że na ciele naszego partnera coś się pojawia, on sam nie zauważy, bo nie chce tego zauważyć. To my znajdujemy jakieś znamiona, już nie mówię o innych rzeczach. Wyczuwamy to dotykiem ręki, ale jak się nie dotyka partnera, to skąd mamy wiedzieć, że jądro jest tak olbrzymie, że nie mieści się w slipach?

A facet do końca będzie odgrywał twardziela?

Mężczyzna się boi, bo mężczyzna ma taką filozofię myślenia, że trzeba być twardym się i się nie bać, a jak się okaże, że nie jestem już facetem, bo trzeba go zoperować, nie będzie miał takiej potencji, albo nie wie w ogóle, co się stanie, to ta wizja nie bycia macho jest kodowana od dzieciństwa jako porażka. Przecież to jest niesamowite, wszystko to jest edukacja. My kodujemy chłopców na macho przez całe życie. Jesteś chłopcem, musisz być dzielny, waleczny, nie możesz pokazywać choroby. Jak ci wbiją w paznokieć gwóźdź, to masz się uśmiechać, bo jesteś facet. Masz samochodziki i walczysz. A to nie jest prawda. Tego brakuje, takiej edukacji.

Czyli wychodzimy z edukacją do kobiet i najmłodszych. Tych dorosłych, na których jeszcze możemy wpłynąć, weźmiemy ze sobą i każemy im synów uczyć od małego.

Chodzi o to, że jeżeli dzisiaj to nowe pokolenie, które zobaczy, że jest taka akcja, zapyta się swojego taty o taką akcję, to musi mu ojciec wytłumaczyć, a nie robić miny i opowiadać o kwiatkach. Wyobraźmy sobie taką akcję w szkole, „zapytaj się, czy tata sobie zrobił badanie na prostatę”, to od razu nauczy się, co to jest prostata, bo to jest ważny narząd, wydziela hormony, łączy się z nasieniem, ze wszystkim, przy okazji będzie wiedział, że sam ma prostatę. Zróbmy z tego taką męską rzecz. Syn pyta się taty. A przy okazji rodzinnie, tak jak ja uczę moje pacjentki, bo to się łączy, w jedną klamrę „rodzina”.


Czy dorośli edukują swoje dzieci?

Jak moje pacjentki przyprowadzają mi swoje córki z różnymi problemami, to ja już jestem bardzo zadowolona. Ja miałam ojca ginekologa, którego pacjentki przychodziły do mnie i ja już „rodzę” ich wnuczki. One są już nauczone, że musi być ta edukacja i trzeba się leczyć. Natomiast dołączmy do tego męski element. To co powiedziałam – trochę wciągnąć nas, ginekologów, edukatorów, trochę wciągnąć w to młodzież, żeby zrozumiała, że ta edukacja jest podstawą. Nie tylko środki na leczenie, ale właśnie edukacja jest istotna. Ale musimy też walczyć z zakłamaniem. Mężczyźni mają jądra. Od tego trzeba zacząć. Bo tak, jakbyśmy zapytali na ulicy, to 1/3 społeczeństwa w ogóle nie wie, z czego zbudowany jest narząd męski płciowy. Zapewniam pana, że połowa ludzi będzie uciekać, a druga połowa będzie kręcić głową.



Ty też możesz wesprzeć naszą akcję - porozmawiaj z kolegami, z tatą, bratem i kuzynami - przebadajcie się Panowie i pozwólcie lekarzom utwierdzić Was w przekonaniu, że nic Wam nie jest. Edukujcie też najmłodszych facetów - dziewczynki od małego wiedzą, że muszą się regularnie badać. Skoro nazywamy nasze narządy "klejnotami", dbajmy o nie tak, jak na to zasługują.
Pomóż nam także finansować badania i kampanie informacyjne dla mężczyzn w Polsce - wesprzyj Wąsopad i uratuj kilku facetów.

Źródła zdjęć: jeden, dwa, trzy, cztery.